wtorek, 6 marca 2018

Bezdomni i mróz

Wszyscy dobrze wiemy, jaki w tym roku był mroźny luty, temperatura w nocy dochodziła do -29 stopni, choć tylko w jednej miejscowości ją zanotowano. Przeważnie mieliśmy od -15 do -18 stopni. Zawsze przed snem spoglądam na zaokienny termometr i wiem, czego mogę się spodziewać w nocy.
   Tej zimy zamarzło do 23 lutego 39 osób i to przeważnie z własnej winy. W większości miast są noclegownie, ale przyjmują tylko osoby niebędące pod wpływem alkoholu i to jest główna zapora dla bezdomnych.
   W tym poście chciałam się skupić  na informacji, którą dzisiaj przeczytałam. Otóż na warszawskich Kabatach ktoś wpuścił do budynku bezdomnego, który przespał noc pod czyimiś drzwiami. Jednak nie położył się na podłodze, lecz na saneczkach i śpiworze dziecka. Oburzona właścicielka tychże dóbr wywiesiła informację do osoby, która zlitowała się nad bezdomnym, że nie życzy sobie wpuszczania bezdomnych na klatkę schodową (dodam, że na dworze panował wtedy 18- stopniowy mróz), na dodatek wyceniła pranie zabrudzonego śpiwora na 35 złotych.
   Rozumiem wściekłość tej kobiety, ale niech się wczuje w położenie tego bezdomnego, który na pewno zdawał sobie sprawę, że jeśli  nie znajdzie dachu nad głową, to zamarznie. Z kolei jeśli bezdomni chcą nocować w blokach, niech zostawią po sobie porządek, nie zostawiają przyniesionych szmat do okrycia, nie rozrzucają pustych butelek i puszek po napojach alkoholowych, bo tym samym kręcą bat na własną skórę.
   Kiedyś do moich drzwi zapukała bezdomna Elka, innym razem jakiś Cygan z dwojgiem dzieci, które klęczały przed drzwiami, jeszcze kiedyś mężczyzna, który przyznał się, że  dopiero opuścił więzienie.
   Elka często mnie odwiedzała, na blogu Onetu opisałam jej tragiczne dzieje. Dostawała ode mnie kanapki dla siebie i swojego chłopaka, który czekał na nią na schodach oraz kilka złotych. Dopiero gdy zobaczyłam Elkę odchodzącą z paczką papierosów od kiosku, zrezygnowałam z pomocy.
   Cygan dostał trochę  trochę pieniędzy, które zawsze mam przygotowane na takie sytuacje, dzieciom kazałam natychmiast wstać z klęczek i obdarowałam je słodyczami i zabawkami.
   Były więzień dostał ode mnie na plastikowej tacce dwa świeżo uduszone gołąbki i jakiś stary widelec, aby mógł je zjeść. Chciał mi za nie zapłacić, bo przyznał się, że na odchodnym z więzienia dostał trochę pieniędzy na bilet do domu.
   Wielu takich ludzi do nas przychodziło i przychodzi, choć już coraz mniej i zawsze otwieram im drzwi, ale pod warunkiem, że nie jestem sama w domu.
   Bezdomnego z Warszawy też bym wpuściła do budynku i jeszcze nakarmiła, bo inaczej miałabym wyrzuty sumienia do końca życia.

43 komentarze:

  1. Z jednej strony rozumiem osobę, która wpuściła bezdomnego do budynku ... ale nie mogę nie zauważyć, że osoba ta wybrała sobie taki plasterek na swoje dobre, zranione serduszko, półśrodek. Żeby jej w nocy przykro nie było. Wpuściła bezdomnego do wspólnego korytarza, nie do swojego mieszkania. Żeby zabrudził cudze rzeczy, nie jej. I to mi skrzypi moralnie.

    A jeśli chodzi o bezdomnych - Ci, którzy chcą z bezdomności wyjść, wychodzą. Nie ma możliwości, żeby być bezdomnym przez 20 lat, jeśli nie chce się nim być. Ludzie, którzy naprawdę chcą mieć dom, chociażby zajmują pustostany. Owszem, bywają przeganiani. Ale próbują. Jestem przeciwna zabieraniu człowiekowi wolności - jeśli ktoś chce być bezdomny, niech będzie. Jeśli ktoś chce mojej pomocy, niech o nią poprosi. I przede wszystkim jak chcę mieć dobre serduszko, to nie kosztem innych, którzy muszą potem po mnie sprzątać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świechno, problemu bezdomności żadne państwo nie rozwiązało i Polska też nie rozwiąże. Jednak pamiętam czasy, gdy nie było żebraków ani bezdomności, każdy miał pracę, może słabo płatną, ale zawsze mógł się utrzymać i nie przymierał głodem.
    Przy pierwszej starowince, która żebrała pod sklepem o kilka groszy, rozpłakałam się. Wzięłam ją do sklepu i zapłaciłam za jej skromne zakupy. Kobieta czekała na mnie przed sklepem i się tłumaczyła, że chciała sprzedać znalezione butelki, ale przysklepowy skup jeszcze nie był czynny. To było zaraz po roku 1989.
    Może mam serce wrażliwe na czyjąś krzywdę i dlatego zwróciłam uwagę na artykuł o bezdomnym, który spał na korytarzu, a jego błędem było to, że położył się na sankach i śpiworze. Chętnie bym dała tej obrażonej kobiecie 35 złotych lub uprała śpiwór, bo jeszcze mnie stać na trochę proszku, wody i elektryczności.
    Taka już jestem i nic mnie nie zmieni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie było żebraków ani bezdomności? :D. No fakt, w gazetach o tym nie pisano.

      Rozgraniczam pewne sprawy. Zauważ, że nawet jak ludziom spali się dom, to starają się robić wszystko, żeby w bezdomność nie wpaść. I często im się udaje. Nawet jeśli kilka nocy prześpią pod mostem, za wszelką cenę chcą mieć coś własnego. Bo taka jest prawda: żeby być bezdomnym trzeba się mocno postarać. W większości przypadków bezdomni pracują na to, żeby nie mieć nic własnego, bo to oznacza podatki, pracę, obowiązki. I ja to rozumiem. Dlatego mówię: sorry, nie moim kosztem. Nie cenię żebraków wielopokoleniowych, nie leczę swojego dobrego serduszka ich kosztem. Pomagam ludziom, którzy wpadli w kłopoty, nie tym, którzy są w dupie od zawsze i już się w niej urządzili. I jeszcze raz powtarzam, osoba, która udostępniła korytarz, poszła na skróty. Nie zrobiła w zasadzie nic. Ot, przytrzymała drzwi. I poczuła się jak bohater. Bohaterem byłaby, gdyby z rana pamiętała, żeby posprzątać po swojej dobroczynności.

      Usuń
    2. PS. Oczywiście, ci którzy wyliczali ile muszą zapłacić za pranie to jakieś małogłowie, bo nie czują obciachu. Też zranione serduszka ... jakby się bały po prostu podzwonić po sąsiadach i załatwić sprawę personalnie skoro im to gniecie wątrobę.

      Usuń
    3. Świechno, żyłam w tamtych czasach i nigdy nie widziałam bezdomnego, widziałam tylko jednego żebraka na dworcu w mieście, w którym mieszka JoAnna.
      Ludzie zostają bezdomnymi z różnych powodów, ale nie wiem, czy im z tym dobrze.
      Widzę, że jesteś bardzo cyniczna, ale jeśli Ci z tym dobrze, to niech tak pozostanie.
      Skąd wiesz, że ten, który otworzył drzwi, czuł się jak bohater. To nie jest bohaterstwo, lecz empatia. A może nie wiedział, że bezdomny będzie nocował na korytarzu? Może myślał, że kogoś odwiedza? Możliwości jest kilka.
      Może oglądałaś film, w którym mężczyzna uciekał przed ludźmi, którzy chcieli go zabić i nikt nie otworzył mu drzwi? Co wtedy myślałaś? Że Ty też nie otworzyłabyś drzwi, aby człowiek nie zginął?

      Usuń
    4. Nie, nie jestem cyniczna.

      Tak, w tamtych czasach też byli ludzie bezdomni.

      Ludzie bywają bezdomni. I jak napisałam, część, dość duża, jest bezdomna, bo tak jest wygodniej. Wygodniej, gdy sprawy życiowe załatwia za nas ktoś inny. Marek Dyjak, piosenkarz, który przez 15 lat był bezdomny, świetnie to określił - to brak odpowiedzialności. I jeśli inni ludzie załatwiają za nas różne rzeczy, to nie ma motywacji, aby to zmienić.

      Osobiście uważam, że należy pomagać mądrze. Nie dlatego, że jesteśmy znerwicowanymi ludźmi i nam będzie przykro, więc pomagamy jakkolwiek i robimy cokolwiek, żeby to nam nie było przykro. W taki sposób niejeden alkoholik stracił życie, bo najukochańsza mama pomagała jak umiała w piciu. Nie dla tego człowieka, tylko żeby mieć czyste sumienie. W taki sposób można pomagać psom ... ale nie ludziom. Ludziom trzeba dać wybór, bo mają wolną wolę. Ja wybrałabym dwie rzeczy: albo, jak jestem tak wspaniałomyślna i taka empatyczna, zaprosiłabym do mieszkania, albo podała mu kartkę z adresem najbliższego schroniska. Oczywiście może nie chcieć tam iść. A ja oczywiście go zrozumiem.

      Usuń
    5. Widzę, że ani ja Ciebie nie przekonam, ani Ty mnie, więc niech każda z nas pozostanie przy swoim zdaniu.

      Usuń
  3. No właśnie, są bezdomni i bezdomni...
    Na pewno nie robiłabym rabanu o śpiwór, wolałabym wyprać, niż mieć człowieka na sumieniu. fakt, że czasami brudzą i zapachu perfum nie rozsiewają, ale gdzie maja się umyć?
    Wielu ludzi deklaruje, że należy pomagać, robią paczki, akcje itd. ale że obok ktoś umiera z zimna czy głodu, to już nie ich problem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jotko, ten Twój komentarz znalazłam dzisiaj w spamie- dziwne.

      Usuń
  4. No właśnie, są bezdomni i bezdomni...
    Na pewno nie robiłabym rabanu o śpiwór, wolałabym wyprać, niż mieć człowieka na sumieniu. fakt, że czasami brudzą i zapachu perfum nie rozsiewają, ale gdzie maja się umyć?
    Wielu ludzi deklaruje, że należy pomagać, robią paczki, akcje itd. ale że obok ktoś umiera z zimna czy głodu, to już nie ich problem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jotko, nie podoba mi się to zostawianie wszelkich rzeczy na korytarzu. Bywało, że gdy odwiedzałam kogoś, to widziałam przed drzwiami stare buty, worki ze śmieciami, bo komuś nie chciało się ich wynieść. Sanki zostawia się w przedpokoju lub w piwnicy, a śpiwór bierze do domu.
      Kiedyś widziałam, jak bezdomny mył się w ogromnej kałuży, czyli miał taką potrzebę.
      Nasza dobroczynność jest czasami na pokaz. Premier i minister Gowin też się chwalili, że swoje premie przekazali na cele dobroczynne. Mam nadzieję, że inni pójdą w ich ślady.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Moi sąsiedzi zostawiają buty wszystkich domowników, nie jest t przyjemny widok! A do tego ziemniaki i ścierki do wycierania psów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fuj, zwróciłabym uwagę, bo dlaczego miałabym oglądać i wąchać czyjeś smrody.

      Usuń
    2. Jotka, powiedz swoim sąsiadom, że trzymanie czegokolwiek na klatce schodowej, która jest także drogą ewakuacyjną, jest zabronione i w przypadku konieczności ewakuacji ludzi objętych paniką z powodu jakiegokolwiek zagrożenia jest śmiertelnie niebezpieczne.

      Usuń
  6. Gdy mieszkałam w bloku,do drzwi zapukała młoda kobieta. Płakała, potrzebuje pomocy po spaleniu domu. Umówiłam się z nią za godzinę, poszła do innych sąsiadów. Przygotowałam kurtki , koc, swetry, firanki i obrusy, parę konserw i trochę pieniędzy. Była bardzo wdzięczna. Rano gwar na klatce schodowej, okazało sie, ze panią tylko pieniądze interesowały, wszystkie paczki, darowane przez sąsiadów były rozwalone i bałagan od parteru do piwnicy. A jakiś czas potem okazało się, że to stare numery panny.
    W moim mieście jest noclegownia dla mężczyzn. Zawieźliśmy parę lat temu trochę ubrań, pościel, koce, bieliznę. Niestety, pan kierownik nie był tym zainteresowany. W 90% bezdomni nie chcą korzystać z noclegowni, ośrodków, wolą kanały, altany, bo chcą być niezależni. Ot, trudno to zrozumieć, że dla nich ważniejszy jest alkohol niż godziwe życie.
    Pod moim pobliskim sklepem stawał pan, który grzecznie prosił: czy może mi pani kupić coś do jedzenia? Oczywiście robiłam mu zakupy, nie tylko zresztą ja. Od roku pana już nie ma. Różne są oblicza bezdomności, tragiczne zawsze. Serdeczności ślę, Aniu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anulko, nigdy nie wiemy, czy ktoś mówi prawdę, czy kłamie. Tylko dlatego że ktoś mnie oszukał, nie mogę innych mierzyć jego miarą.
      Jeśli nam się lepiej powodzi, to możemy komuś pomóc, choć od tego są odpowiednie instytucje.
      Jeśli mamy z mężem za dużo drobniaków w portmonetce, to zawsze odkładamy jeden w jeden garnuszeczek, stojący na półce w kuchni. Gdy ktoś zadzwoni i poprosi o kilka złotych, zawsze prosimy, aby poczekał za drzwiami, zamykamy je na zamek i potem wynosimy około 5 złotych. Kiedyś musiałam wyrywać rękę pewnej staruszce, która z wdzięczności chciała mnie pocałować.
      Widzimy w telewizji, jak policja lub wolontariusze chodzą po pustostanach i kanałach, namawiają do schroniska, ale nikt nie chce tam pójść. To jest problem nie do rozwiązania.
      Uściski, droga Anulko.

      Usuń
    2. Aniu, Marylka/JaGa nie żyje.... Straszna wiadomość.

      Usuń
    3. Anulko, wiem o tym od dawna, nawet na tym blogu zapaliłam Jej znicz.
      Nie chciałam o tym pisać, bo Jej śmierć bardzo przeżyłam.
      31 stycznia długo rozmawiałam z Jagą na GG, bo obie miałyśmy nazajutrz iść do lekarza. JaGa bała się, że lekarka będzie miała do niej pretensje o to, że nie była u niej od dwu lat.
      Po lekarstwa zgłaszała się do pielęgniarki i od niej odbierała receptę.
      Jeśli ja idę po nową porcję leków na dwa miesiące, muszę się zgłosić do
      lekarki rodzinnej, która mnie osłuchuje, bada ciśnienie, wypytuje, daje skierowanie na ekg lub badanie krwi i bywa, że zmienia mi dawkowanie leków.
      Gdyby tak było w przychodni, do której chodziła JaGa, może by żyła.
      Razem z andante, alEllą i Lotką szukałyśmy JaGi w internecie. Dopiero Lotka znalazła na Fb nekrolog córki JaGi.
      Nie wierzyłyśmy, że to prawda, więc Lotka napisała do córki i otrzymała potwierdzenie, że mama zmarła 11 lutego czyli 11 dni po naszej rozmowie na GG. Widocznie od razu lekarka skierowała Ją do szpitala.
      Do tej pory nie mogę się otrząsnąć.

      Usuń
    4. Dzisiaj rano dowiedziałam się, że Marylka odeszła. Musiałam zatrzymać się na poboczu i ochłonąć. Z telefonu napisałam do Ciebie wiadomość. Kilka dni nie miałam Internetu i dlatego nie widziałam na tym blogu płonącego znicza. Wpadałam na "Działkę Anki" nie znałam tego adresu.
      Do tej pory nie umiem ochłonąć. Chociaż nie znałam Jej, to wiedziałam, że jest to niezwykła osoba.
      Pozdrawiam, Anno:)

      Usuń
    5. Łucjo, to nie pierwsza blogowiczka, którą znałam, a która od nas odeszła.
      Z jedną nawet spotkałyśmy się w moim mieście. Do tej pory nie usunęłam Jej z naszej klasy.pl i co roku dostaję informację, ze Basia obchodzi kolejne urodziny. To mnie straszliwie przygnębia, ale nie mam siły usunąć Jej profilu.
      Serdeczności.

      Usuń
  7. Wystarczyło swoje cenne dobra schować do mieszkania a nie rozwalać się po przestrzeni wspólnej jaką jest korytarz i nie byłoby problemu .

    Bezdomność ma wiele twarzy ... zgoda. Ale na Boga niezależnie od tego co sobie kto o niej myśli to w obliczu ekstremalnej sytuacji . A taką był ten trzaskający mróz, który było nie było pochłonął już ok 40 istnień trzeba być po prostu CZŁOWIEKIEM Z LUDZKĄ TWARZĄ . Tak myślę. Ukłony .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yolanthe, jestem tego samego zdania.
      Nie pamiętam, w którym to było roku, ale przed samą Wigilią lub nawet podczas Wigilii zamarzło w Polsce 40 osób, gdy się o tym dowiedziałam, nie mogłam się pozbierać. Nieważne czy to byli pijacy, ale to przecież ludzie!
      Dzisiaj mąż zawiózł na działkę kilogram podrobów dla kotów, aby coś je mogło grzać, gdy będą spać na strychach altanek. W tej chwili zaczął u nas padać śnieg.
      Pozdrawiam.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  8. Stosunek do bezdomnych (w pewnym sensie także i do bezrobotnych, do ludzi nie radzących sobie w życiu) jest kwestią wrażliwości i empatii. Albo ma się te atrybuty osobowości, albo ich się nie ma i od tego zależy nasze działanie względem tych osób. Przecież gdy na dworze kilkunastostopniowy mróz, a na zewnątrz za zamkniętymi drzwiami człowiek, idiotyzmem byłoby analizowanie przyczyn, które doprowadziły do tego, że marznie. Ja po prostu wpuszczam do środka. Bezdomność nie jedno ma imię i myli się Twoja komentatorka, mówiąc, że "aby być bezdomnym, trzeba się mocno postarać". Ale tak już jest, niektórzy z nas, jak ten niewierny Tomasz, póki sami nie doświadczą, nie zrozumieją. Bezrobocie, bezdomność, jakiś szczególny nieszczęśliwy przypadek losowy, także choroba alkoholowa czynią pokaźne spustoszenia w umysłach tych, którzy doświadczyli takich sytuacji/zdarzeń w życiu i naprawdę nie ma się czemu dziwić, że ten przedłużający się stan beznadziejności sprawia, iż niektórzy z nich zdają się nie mieć nie tylko chęci, ale i zamiaru zmienić swojego życia. Myślę jednak, że bezdomność nie jest ich pierwszym wyborem, a jestem wręcz przekonany co do tego, że na samym początku tej drogi - równi pochyłej, po której zaczęli się staczać, nie wyciągnięto do nich ręki. Zwróć uwagę, Anno, na coś takiego: kiedy dochodzi do jakiejś nagłośnionej medialnie tragedii, katastrofy, wypadku, poszkodowanym osobom oferowana jest pomoc psychologa; kiedy zaś człowiek zaczyna się staczać bez udziału świateł i kamer, pozostaje zdany tylko na siebie, nie daje sobie rady, szuka zwodniczego uspokojenia w alkoholu, w końcu przyzwyczaja się do funkcjonowania na marginesie życia, obojętnieje, przestaje pozytywnie reagować na rady i sugestie, wybiera wolność, która jest dla niego pragnieniem przeżycia kolejnego dnia... to przecież tak niewiele. Muszę przyznać, że nie dziwię się temu, że bezdomny często przedkłada podarowanie mu jakiegoś grosza nad ofiarowanie mu konkretnej i z punktu widzenia darczyńcy najwłaściwszej rzeczowej pomocy. Mając tych parę złotych, czuje się mimo wszystko bardziej niezależny, bo posiadanie pieniędzy to otrzymanie możliwości wyboru. Wiem, że z punktu widzenia tych, którzy bezdomnego wspierają, przeznaczanie pieniędzy na alkohol czy papierosy jest nie tylko że nierozsądne, ale też niejako sprzeczne z intencją ofiarodawcy. Trzeba jednak przyznać, że ani darowane dziesięć złotych, ani ciepła kurtka, ani bułka z masłem - nie łudźmy się - nie rozwiąże problemu bezdomności.
    Podsumuję takim stwierdzeniem, które osobiście uznaję za swoje: jeśli chcemy wydobyć człowieka z poważnej życiowej opresji w jakiej się znalazł, jeśli zamierzamy zwalczyć u niego depresję czy inne schorzenie psychofizyczne, powinniśmy zlikwidować przyczyny obecnej jego przypadłości... nie zawsze sie to udaje, ale spróbować trzeba... pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Andrzeju, zgadzam się z Twoim wywodem. Bezdomność i alkoholizm to problem nie do rozwiązania. Jeśli człowiek moment przed bezdomnością nie znajdzie pomocy, po prostu się stoczy i wtedy już nie ma dla niego żadnego ratunku.
      Kiedyś widziałam jakieś przytulisko zarządzane przez ludzi, którzy byli bezdomni i wyszli z alkoholizmu.
      Bezdomność to nie tylko domena prostych ludzi, często bezdomnymi zostają ludzie wykształceni, bo coś w ich życiu nie tak się potoczyło.

      Usuń
  9. Klik dobry:)
    Ja wiem tyle, że w noc z 18 stopniowym mrozem nie czas na analizowanie przyczyn bezdomności i zastanawianie się, czy akurat ten bezdomny zasługuje na pomoc, a tamten nie. Grozi zamarznięcie na śmierć i trzeba człowieka wpuścić pod kaloryfer na klatkę schodową. Albo przynajmniej zatelefonować do odpowiednich służb. Może to być chwilowa "krzywda" dla bezdomnego, który nie lubi schronisk, ale uratuje się mu życie.

    Kiedy nadchodzą mrozy, apeluje się o uchylanie okienek w piwnicach dla kotów, natomiast przed ludźmi zamyka się drzwi domofonami.

    A własne dobra to się trzyma w swoim domu, a nie w przestrzeni wspólnej, publicznej. U nas na klatce schodowej są wiadra z węglem i popiołem, buty oraz zatęchłe mokre mopy, a na schodach do poręczy przypina się wężykiem rower. Jest to przede wszystkim niebezpieczne, bo klatki schodowe są drogami ewakuacyjnymi.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AlEllu, będąc w poliklinice, często widzę pod oknem przy ciepłym kaloryferze starsza kobietę, która udaje, że czeka na ekg, ale każdego przepuszcza. Czasami coś podjada z jakiegoś papieru, widocznie jest bezdomna albo nie ma czym ogrzać mieszkania. Nikt jej z polikliniki nie wygania, nikt nie czyni jej wstrętów.
      Kiedyś, młody wtedy chłopak z piętra wyżej, potrafił myć swój rower na klatce schodowej i tylko mój mąż zwrócił mu uwagę.
      Nie wiem, jak na wyższych piętrach, ale na naszym nikt niczego nie wystawia za drzwi. Kiedyś jakieś "dobre" sąsiadki przynosiły sąsiadowi, wynajmującemu mieszkanie obok nas, kości dla jego dwu psów. Zatelefonowaliśmy do właściciela mieszkania i problem znikł. Takie sprawy załatwia się od ręki.
      Serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
  10. maskakropka27 marca 2018 10:07

    Wielu z nas może wydawać się to niewiarygodne, ale każdy, dosłownie każdy z nas może stać się osobą bezdomną. Wystarczy wziąć kredyt na kupno mieszkania, a potem zachorować i stracić pracę. Bank przejmie mieszkanie, my nie mamy dachu nad głową i pozostaje tylko ulica. Czasem po rozwodzie trzeba opuścić mieszkanie współmałżonka, a bank nie da nam kredytu ze względu na nasz wiek czy wysokość zarobków. Przyczyn bezdomności jest naprawdę wiele. Są ludzie niezaradni życiowo, są ludzie niepełnosprawni intelektualnie, czasem chorzy psychicznie - oni nie wyjdą z bezdomności, bo nie maja pojęcia, ze to jest w ogóle możliwe. Tak. Bezdomność jest wynikiem braku odpwiedzialności. Ale nie pojedynczego bezdomnego. lecz państwa i jego służb socjalnych. Nie pomaga się człowiekowi na początku jego tragedii, a potem stać nas tylko na kilka złotych zasiłku i skierowanie do noclegowni. W momencie, kiedy ktoś staje się bezdomnym, nie ma wsparcia psychologicznego, nie ma pomocy np. asystenta socjalnego,który pomoże przebrnąć przez biurokrację, nie ma szans na dach nad głową. W Niemczech ludzie będący w takiej sytuacji dostają mieszkanie socjalne, za które nie muszą płacić, póki nie staną na nogi, dostają też szansę zarobienia na siebie. To tak a propos wypowiedzi Świechny, które wydają mi się nie tyle cyniczne, co wynikające z braku życiowych doświadczeń.

    Czytałam w necie o sytuacji, którą opisujesz. W chwili, kiedy za oknem jest -18 stopni, nie ma innego wyboru, jak tylko wpuścić osobę bezdomną choćby na klatkę schodową. Być może ktoś taki naśmieci, zanieczyści klatkę. Jest takie ryzyko. Ale czy to znaczy, że lepiej żeby zamarzł? Co jest ważniejsze? Ludzkie życie, czy zasikane schody? Może ten, kto wpuścił bezdomnego powinien był zadzwonić na policję i poprosić, żeby tego człowieka zabrano do schroniska. Ale nie wiemy, czy ów bezdomny już tam nie był i nie dowiedział się, że nie ma miejsc.
    Z drugiej strony - co robią na klatce schodowej sanki, śpiwory, buty? Ci państwo też mieszkają na klatce schodowej? Jak bezdomny?
    Generalnie jesteśmy coraz mniej empatyczni. Każdy, komu powodzi się gorzej, jest postrzegany jako ten, któremu się nie chce, który "tak wybrał", który jest zwyczajnym leniem i niezgułą. Zapominamy, że nie każdy z nas ma taki sam start w życie, takie same umiejętności społeczne i zdrowie. Również psychiczne. Wielu ludzi nie daje sobie rady z życiem choćby z powodu depresji. Często nawet nie maja pojęcia, że są chorzy...
    Może powinniśmy przemyśleć nasz system wartości? Śpiworek czy ludzkie życie?...


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masko, boleję nad tym problemem, bo chyba nikt nie chciałby bezdomności, o którą, jak napisałaś, wcale nie jest trudno. Są cwaniacy, którzy wykorzystują naiwność starszych ludzi i zabierają im mieszkania.
      Na początku lat 90. ojciec mojego ucznia wziął kredyt na budowę niewielkiego domku (byłam w nim). Już nie pamiętam, jak to się stało, ale ojciec Grzesia nie mógł spłacać kredytu, który ni stąd ni zowąd podskoczył do góry.
      Rodzina musiała przenieść się na wieś, bo tylko tam mogła wynająć jakieś niedrogie mieszkanie.
      Dziwne, że cwaniakom żyje się dobrze i są ponad prawem. Ludzi wykiwanych przez nich nikt nie broni.
      W Polsce też bezdomni otrzymują mieszkania komunalne, ale często je dewastują i są eksmitowani. Nawet niedawno widziałam w Onecie 10 mieszkań w Katowicach, które miasto odzyskało i które było w opłakanym stanie.
      Jednak nie wystarczy dać mieszkanie i pomoc finansową, trzeba też dopilnować, aby ludzie się zresocjalizowali.
      Ten śpiworek bardzo mnie zdenerwował!
      Serdecznie pozdrawiam i czekam na Twój nowy blog.

      Usuń
  11. Nigdy nie wiadomo czy nie staniemy się bezdomnymi lub bezrobotnymi, dlatego też nie należy takich ludzi oceniać, z jakiego powodu stali się tymi, kim są. Jesteśmy świadomi, że powinno pomagać państwo, ale ono jest słabe, bo walka partii o rządzenie jest ważniejsza od ludzi, tworzących społeczeństwo. To czy pomagać czy nie, jest sprawą sumienia każdego człowieka.

    OdpowiedzUsuń
  12. Iwono, tyle jest instytucji rządowych i pozarządowych, ale gdy przyjdzie do kwestii skutecznej pomocy, to zawsze ich brakuje. Nie brakuje za to pieniędzy na premie i nagrody. Niedawno przyjrzałam się cenom w markecie i byłam przerażona tym, że wszystkie produkty żywnościowe podrożały. Te nasze 2,98% rewaloryzacji emerytur nie starcza na jednorazowe zakupy żywności.
    To prawda, że pomoc bezdomnym jest sprawą naszego sumienia.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. I tutaj prześliczny nagłówek z tym stylizowanym A . Majstersztyk. A sprawa bezdomnych jest faktycznie tragiczna. Ale pani Szydło mimo wszystko przestrzega bezdomnych by w mrozy nie wychodzili z domów.Taka troskę należy docenić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nagłówki to zasługa niezwykle utalentowanej alElli.
      No właśnie, bezdomni sami są sobie winni, że wychodzą z domów:)

      Usuń
  14. To nie jest takie proste.
    Mam "szczęście" mieć mieszkanie tuż przy wejściu do zsypu na ostatnim 10 piętrze. Chociaż w budynku jest domofon, to wraz z nadejsciem mrozów prawie każdą noc w tym zsypie nocuje jakiś bezdomny. Oczywiście nikogo nie wyrzucam, nawet kiedyś dałam jakiemus bezdomnemu koc. Ale.... czy wiesz jakie "atrakcje" są związane z przebywaniem bezdomnego praktycznie pod moimi drzwiami.? Po pierwsze straszliwy smród, po drugie hałas, bo on ciągle trzaska drzwiami od tego zsypu.... po trzecie .... załatwia się w tym zsypie, bo nie ma gdzie....

    A jeśli chodzi o pomoc takim ludziom to już chyba poszła wieść na całą dzielnicę, że ja pomagam. Ale jak mi co chwile ktos zaczął dzwonić do drzwi po prośbie, to przestałam te drzwi otwierać, szczególnie jak byłam sama w domu.
    To jest okropny problem, to prawda.
    Prawdą jest także to, że bezdomnym może zostać prawie każdy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stokrotko, nawet do domów z domofonem łatwo wejść, bo wystarczy poczekać, aż jakiś lokator będzie wchodził i wejść za nim. U mnie zsypy są na półpiętrach, więc w razie czego nie słyszałabym hałasu.
      Jednak ani Ty, ani ja nie wyrzuciłybyśmy bezdomnego na 18-stopniowy mróz.
      Serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
  15. W moim bloku nie było nigdy problemu bezdomnych.
    Może zbierają się w innym miejscu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jolu, my też nie mamy problemu z bezdomnymi, chyba że nocują na wyższych piętrach, o czym nie wiem.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  16. Temat trudny, gdyż każdy jest inny. Przykładowo do wujka podszedł bezdomny i poprosił o pieniądze na bilet autobusowy. Wujek powiedział, że pójdzie z nim kupić mu ten bilet, to ten jednak z pomocy zrezygnował, gdyż koniecznie chciał pieniądze. Zdarzało się, że ktoś mnie poprosił o pieniądze na jedzenie, to dałam tej osobie zamiast pieniędzy jedzenie, które akurat kupiłam i miałam w torbie. Ogólnie poznałam osobę, która pracuje z bezdomnymi. Z tego co się orientuję, to przykładowo we Wrocławiu jest kilka miejsc, w których bezdomni otrzymują posiłki, o różnych porach w różnych miejscach, więc w ciągu całego dnia mogą naprawdę kilka razy skorzystać z takiej pomocy i nie być głodnym. Jeżeli nie piją, to noclegownie chętnie ich przyjmą. Jeżdżą nawet na zawody sportowe i to nie tylko w Polsce. Wystarczy nie pić, trochę się zaangażować, zainteresować, a pomocy na pewno im nie braknie. Pracy też nie brakuje na rynku, trzeba tylko chcieć coś ze sobą zrobić :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Aknezz, jeśli jakiś bezdomny się stoczył, to nie znaczy, że trzeba go przekreślać. Zwykły człowiek nie da rady mu pomóc- ani Ty, ani ja, bo nie mamy możliwości. Przed bezdomnością powinno bronić ludzi państwo. Gdyby ludzie mieli pracę, stać by ich było na wszystkie opłaty i wyżywienie.
    Niestety, mleko już się rozlało i nikt nie ma pomysłu, bo z tym fantem zrobić.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  18. Trudny temat.....
    Tam, gdzie mieszkam i w najbliżej okolicy jednak nie ma tego problemu.
    Jednak z doświadczenia wiem, że bezdomnym zależy głównie na pieniądzach
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ismeno, nie mieszkam w śródmieściu, więc też nie widuję w moim bloku śpiących bezdomnych. Jeśli żebrzą, to tylko po to, aby dostać kilka groszy, bo jedzenie znajdą w kontenerach na śmieci.
      Serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
  19. No i się popłakałam...
    Dałam ostatnio bezdomnemu termiczny kubek,
    taki termosik z gorącą kawo - czekoladą.
    Takich pań, które wyceniają straty,
    niestety nie brakuje...
    Ale, na Boga, odmówić człowiekowi
    kromki chleba i schronienia
    to powrót do epoki kamienia łupanego.

    Nie mogę o tym pisać, Aniu,
    ale dobrze, żee Ty napisałaś.

    Serdeczności!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. JoAnno, wiem, że masz czułe serce, chyba my, z jednego województwa, a nawet miasta, tak mamy.
      Napisałam, bo bardzo ten problem mnie poruszył.
      Co się z nami, Polakami, stało?
      Gorąco pozdrawiam.

      Usuń
  20. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń