czwartek, 14 listopada 2019

Śmierć Wenecji

  


 Wenecja była pierwszym miastem, które zwiedziłam, będąc we Włoszech. Na placu św. Marka obejrzałam wszystko, co warte było zwiedzenia. Niestety, bazylika była już zamknięta, gdyż minęła godzina 17. i wnętrze mogłam jedynie obejrzeć przez kraty.
   Denerwowały mnie chmary gołębi, które karmili turyści, Naprawdę jestem wrogo nastawiona do tych ptaków, bo wszystkie zabytki w Europie są zabrudzone ich odchodami.
  
 Po obejrzeniu wszystkich atrakcji przewodnik zaprowadził nas do przystani dla tramwajów wodnych obok mostu Rialto. Tam z kolei zdenerwowały mnie graffiti, które poza placem św. Marka były wszędzie. Nie rozumiem, dlaczego niektórzy turyści muszą w ten sposób zaznaczać swoją obecność.
   Wenecja mi się nie spodobała, bo kanały, po których pływają gondole, są cuchnące, zaś przepiękne kiedyś pałace pokrywa teraz pleśń, a tynki odpadają.
   W ostatnich dniach Wenecja prawie na dwa metry została zalana wodą, która wdarła się do bazyliki i uszkodziła wiele cennych zabytków. Wiadomo, że co roku to miasto na wodzie jest zalewane, ale nie na aż taką wysokość.
   Mam nadzieję, że wszystkie państwa dołożą swoją cegiełkę do ratowania Wenecji, bo samo miasto nie da rady usunąć powstałych zniszczeń. Nie może dojść do takiej sytuacji, że nasze dzieci, wnuki czy prawnuki nie zobaczą tego miasta.