piątek, 30 marca 2018

Wesołych świąt!



Wszystkim internautom, którzy zagoszczą na moim blogu, życzę radosnych świąt wielkanocnych,  miłej atmosfery przy stole, słonecznej pogody i pięknych chwil z rodziną.

środa, 21 marca 2018

Dlaczego krzywdzimy zwierzęta?

   Często czytam różne informacje na naszym lokalnym portalu. Dziś z przerażeniem dowiedziałam się o bestialstwie ojca i jego 14-letniego syna.

 Biała sunia, żyjąca u pewnego gospodarza na wsi, niedawno się oszczeniła, ale szczeniąt nie było. Nie wiem, kto wezwał policję i inspektorkę OTOZ Animals. Gdy ci się pojawili, ujrzeli przemiłą suczkę na łańcuchu, przywiązaną do czegoś, czego nie można nazwać budą dla psa. Sunia była w fatalnym stanie, nie dość, że żywiono ją jakimiś resztkami wymieszanymi ze skorupkami jajek, to jeszcze później weterynarz stwierdził silny obrzęk gruczołu mlekowego i zastój mleka.
   Spytano 14-syna gospodarza, gdzie są szczeniaczki, ten z bezczelnym uśmiechem na twarzy stwierdził, że były dwa małe, ale zabrał je i wyrzucił daleko w pole. Dodał, że rzucił mocno i daleko, aby nikt ich nie znalazł. Chłopak podczas swej opowieści był w świetnym humorze, cały czas śmiał się i kpił z tej sytuacji.

   Szczeniąt nie odnaleziono, białą sunię odebrano oprawcom, bo okazało się, że właściciel bił ją jeszcze po porodzie. Biedaczka cały czas szukała koca, na którym się oszczeniła, bo czuła zapach swoich maluchów. Weterynarz stwierdził, że szczeniąt było więcej niż dwoje, jak powiedział 14-letni sadysta.
   Ostatnio często się mówi  o dramatycznym losie maltretowanych psów, na szczęście ich oprawcy są karani i być może powstrzyma to innych właścicieli psów przed znęcaniem się nad tymi przyjaciółmi człowieka, jak nazywa się psy.
   Mam nadzieję, że gdy właściciel białej suni się zestarzeje, to jego sadystyczny syn nie wyrzuci go daleko w pole, aby nikt nie mógł go odnaleźć.
   Kiedyś późnym wieczorem wracaliśmy  z działki i na leśnej drodze zobaczyliśmy pięcioro czy  sześcioro szczeniąt. Wszystkie je pozbieraliśmy i zawieźliśmy do schroniska dla zwierząt. Widać było, że psiaki (same suczki) dopiero się urodziły i jakiś sadysta chwilę przed naszym przyjazdem wyrzucił je na pewną śmierć.
   Wielu ludziom brakuje wyższych uczuć i empatii, dlatego tak często dowiadujemy się o krzywdzie, którą czynią.

poniedziałek, 19 marca 2018

Post nie całkiem optymistyczny

   Tak bardzo chciałabym pisać same optymistyczne posty. Już myślałam, że akurat ten będzie taki, ale się myliłam.
  Przeczytałam w artykule  o pewnej zadłużonej  83-letniej pani Marii. Kobieta od 28 lat jest na emeryturze,  a od 12 lat rozdaje ulotki pod sądem, za co dziennie zarabia 48 złotych. Z jej 1200-złotowej emerytury komornik co miesiąc zabiera 436 złotych.
To było pesymistycznie.  A teraz optymistycznie. 
  Gdy internauci przeczytali tę wiadomość, zorganizowali zbiórkę pieniędzy na komornika i zebrali 11 012 złotych, jednak pani Maria nie chciała przyjąć wszystkich pieniędzy, stwierdziła, że resztę należy przekazać na potrzebujące dzieci. Na szczęście dała się przekonać, że za pozostałe pieniądze zostanie przeprowadzono operacja oka.
Teraz powrót do pesymizmu. 
   Pani Maria ma córkę oraz wnuki i sądząc po jej wieku, myślę, że wnuki są już dorosłe. Jednak rodzina nie utrzymuje kontaktu z matką i babcią.

 Nie wiem, z jakiego powodu, ale to jest częste zjawisko. Kiedyś wspominałam o staruszce, której zrobiłam zakupy, bo biedaczka stała rano przed sklepem i nie mogła sprzedać zebranych butelek, gdyż skup jeszcze był zamknięty. Z trudem wyrwałam rękę, bo kobiecina chciała mnie pocałować.
   Innym razem dałam pewnej staruszce wszystkie drobne pieniądze, aby mogła kupić bułki i mleko . Gdy skończyłam swoje zakupy, kobieta też czekała na mnie przed sklepem, aby mi pokazać, co kupiła. Okazało się, że ostała okradziona z emerytury przez jakieś dwie smarkule. Jedna przyparła ją do muru, druga wyrwała torebkę.
   Oczywiście spytałam, czy ma rodzinę. Miała tylko syna, który mieszkał w Szwecji, ale od wielu lat nie utrzymywał z matką żadnego kontaktu. Dałam kobiecie resztę pieniędzy, jaką wydano mi w kasie, aby mogła jeszcze nazajutrz kupić jedzenie na śniadanie i kolację.
   Na blogu Onetu napisałam o tym post "Syn w Szwecji", mnóstwo ludzi go przeczytało i skomentowało. Mam nadzieję, że dzieci, które są za granicą i nie utrzymują kontaktu z rodzicami, wzięły sobie mój post do serca.
   Taki jest, niestety, smutny los wielu starszych ludzi, o których zapomniała rodzina. 
   To, co jeszcze jest przykre, to fakt, że pani Maria rozdawała ulotki przed sądem, a żaden prawnik się  nie zainteresował, dlaczego staruszka od tylu lat tam stoi. Przecież mógł pomóc, poradzić. Komornikowi też było obojętne, że zabiera pieniądze wiekowej starowince. On po prostu wypełniał tylko swoje obowiązki.
Dopisek: więcej o sytuacji pani Marii i jej pracy można przeczytać w tym artykule. Wynika z niego, że pani Maria roznosi ulotki dla jakiejś kancelarii prawniczej.

piątek, 16 marca 2018

Jak nie haluksy, to pasożyty i bitcoiny

   Czy ktoś jeszcze pamięta czasy, gdy nie byliśmy bez przerwy bombardowani reklamami? Słabo to sobie przypominam, pamiętam jedynie pierwsze reklamy w telewizji, bo malutka wtedy córka, słysząc charakterystyczny sygnał ogłaszający, że będą reklamy, biegła go telewizora z okrzykiem: "O Boże, jekjamki".
   Teraz reklamy rozpanoszyły się wszędzie: w telewizji, prasie, internecie. Gdybyśmy nie znali się na porach roku, to widząc różne saszetki przeciw grypie, syropy na kaszel i żele na katar, wiedzielibyśmy, że jest zima.

Gdy tylko pojawiają się środki dla alergików, to znak, że nastała wiosna. 
   Od wielu miesięcy zaczęto nas informować, jak pozbyć się haluksów i to w bardzo prosty sposób. Możliwe, że haluksy są bolesne, ale na pewno pomoże tylko operacja.
   Ostatnio, co napawa mnie obrzydzeniem, insynuuje się nam, że na pewno mamy pasożyty. Chodzi o to, aby tylko kliknąć w informację, ale ja nigdy tego nie robię.
   Teraz przyszła moda, jak można zarobić kolosalne pieniądze, gdy zainwestujemy w bitcoiny.  Nie wiem, co to takiego i nie mam ochoty tego wiedzieć.
   Już dawno przestałam szukać czegokolwiek w sklepach internetowych, bo potem na głównej stronie Onetu nie dość, że pojawia mi się ten produkt, to jeszcze jest ruchomy i mogę nabawić się oczopląsu. Na dodatek na moją pocztę wysyłane są informacje na temat tego produktu.
    Kiedyś syn przysłał mi linka do patelni grillowej i na drugi dzień na Onecie wyświetlały mi się wszystkie możliwe patelnie, które bez przerwy zmieniały układ.
   Można wyciągnąć jeden wniosek, że jesteśmy szpiegowani, czego chyba nikt nie lubi.
   Wiem, że mogę zamknąć reklamy, włączając adblock, ale informatyk, który opiekuje się moim komputerem, powiedział, abym tego nie robiła, bo w ten sposób mogą przeniknąć wirusy.

środa, 14 marca 2018

Przesądne matki



czwartek, 17.05.2007.

  "Matki mają to siebie, że gdy dzieci kończą roczek,  starają się wywróżyć im przyszłość. Tak robiła moja mama, tak też robiłam i ja. Położyłam na stole różne rzeczy i czekałam, co mój roczny syn wybierze, ale ten się uparł na winogrona na torcie,  bez przerwy je ściągał i zwiewał do drugiego pokoju. Wreszcie zabrałam tort do kuchni. 

Dopiero wtedy Wojtek zainteresował się tym, co leżało na stole. Chwycił plik pieniędzy i śrubokręt, który natychmiast mu odebraliśmy, aby nie wydłubał sobie oczu. 

   Natomiast Ania strąciła pieniądze na podłogę i chwyciła szminkę. Biedna ze mnie matka! Położyłam też przecież na stole taką ładną książkę, ale żadne z moich dzieci jej nie chciało, w przeciwieństwie do mnie, bo ja jako roczniak właśnie wzięłam książkę.

    Jak rozumieć tę wróżbę? Tłumaczę sobie, że dziecko bierze te przedmioty, których wcześniej nie mogło dotknąć. Przecież syn  wcześniej nie bawił się brudnymi pieniędzmi ani ostrym śrubokrętem, córce nie dawałam szminki, bo cały dom miałabym wymalowany na różowo czy czerwono.

   Książki zaś są w naszym domu chlebem powszednim i nie stanowiły atrakcji dla moich dzieci.  Ale z kolei w moim rodzinnym domu też były książki, a ja właśnie połakomiłam się na jedną z nich!
    Jedno muszę powiedzieć, że syn ma zmysł do interesów (skończył zarządzanie i marketing) oraz potrafi wszystko naprawić. Córka zaś dużo czasu spędza przed lustrem, ma kilkakrotnie więcej kosmetyków niż ja. Gdy była mała, a ja się malowałam,  stała obok mnie, domagając się, abym pomalowała jej powieki i usta. Wtedy żądała lusterka, aby zobaczyć, jaka niunia śliczna.
   Ciekawa jestem, czy ten obyczaj funkcjonuje w całej Polsce i co Wasze dzieci wzięły do rączek oraz jak to się ma do ich obecnych zainteresowań."

  Tak bardzo chcę się oderwać od polityki, że  wynalazłam neutralny post. Proszę mi wybaczyć, ale przez 12 lat istnienia bloga na Onecie wydaje mi się, że już pisałam na każdy temat.
   Umieszczone gify mam już od tak dawna, że nawet nie pamiętam, gdzie je wynalazłam.

niedziela, 11 marca 2018

Historia lubi się powtarzać


niedziela, 01.04.2007.

   Ten post powstał, jak widać, w kwietniu 2007 roku, wtedy nosił tytuł: "Lata ptaszek po ulicy..." A oto jego treść:
 
   "W Polsce wszystko musi być albo słuszne, albo niesłuszne, nie ma czegoś pośredniego. Przez 62 lata niesłuszna była Armia Krajowa, zaś słuszna Armia Ludowa i Gwardia Ludowa, teraz jest na odwrót.
   Na początku lat 90. nastąpiła pierwsza dekomunizacja naszych ulic. W moim mieście ulicę Janka Krasickiego przemianowano na Ignacego Krasickiego, zaś Aleksandra Zawadzkiego na Tadeusza Zawadzkiego- „Zośkę”. Niby różnica niewielka, bo tylko w imieniu, ale słuszna.
   Natomiast ulica Feliksa Dzierżyńskiego stała się ulicą Władysława IV, mimo to niewdzięczni mieszkańcy dotychczasowej ulicy Żelaznego Feliksa twierdzili, że mieszkają przy ulicy Władysława IV Dzierżyńskiego.
   Toczył się też bój o pewną uliczkę, której mieszkańcy nie chcieli nowej nazwy. Włodarze miasta postanowili przemianować ją na ulicę Ofiar Katynia, zaś mieszkańcy twierdzili, że sami czują się jak ofiary, chodząc po nierównych  chodnikach i jeżdżąc po jezdni pełnej dziur.
   Nikt nie chciał urazić oficerów zamordowanych w Katyniu, ale też nie chciał mieszkać przy ulicy, która tak strasznie się kojarzy. Ostatecznie skończyło się na tym, że mieszkają teraz przy ulicy Rydza- Śmigłego.
    Oczywiście z mapy miasta znikły nazwy Świerczewskiego, Gwardii Ludowej i inne niesłuszne.
    Najszczęśliwsi są mieszkańcy osiedli noszących nazwy ptaków, roślin czy bajek, bo chyba ich adresy nie ulegną zmianie, albowiem szykuje się kolejna dekomunizacja. Ale ja na ich miejscu zawczasu bym się nie cieszyła, przecież komuna kojarzy się z czerwienią, więc gorliwi dekomunizatorzy mogą wziąć pod nóż ulicę Jarzębinową, Porzeczkową, Królewny Śnieżki (tej od krasnoludków w czerwonych czapeczkach) czy Czerwonego Kapturka.
    Na szczęście mamy w mieście tylko jeden duży i oficjalny pomnik, pod którym od niepamiętnych czasów czci się rocznice wszystkich wydarzeń historycznych. Pomnik został zdekomunizowany w pierwszym rzucie, usunięto z niego niesłuszny napis, skuto gwiazdę z czapki niesłusznego żołnierza i … gotowe.
    Nie wiem, co stanie się z moją ulicą, bo też jej nazwa jest podejrzana historycznie, chociaż mieszkańcom z niczym niewłaściwym się nie kojarzy.
    Już kiedyś pisałam, że obrzydliwe jest, gdy w zależności od tego, jak zawieje wiatr historii, krew przelana za ojczyznę jest słuszna albo niesłuszna.
    Abstrahuję od tego, jakie koszty poniesie nasze „tanie państwo” przy wymianie tablic z nazwami ulic i dowodów osobistych, a jakie mieszkańcy, którzy będą zmuszeni wymienić pozostałe dokumenty.
    Interesuje mnie też, jak w moim mieście zostanie przemianowana nazwa pewnego miejsca, które oficjalnie nazywa się Kaczy Dół."
  
Jak widać, już wtedy za rządów PiS-u z przystawkami miało być "tanie państwo", o czym zapomniałam.

  Nie wiem, dlaczego umieściłam te schody do nieba. Widocznie mi się z czymś skojarzyły, tylko z czym?
Czyżby z jakimś pomnikiem? Może ktoś mi pomoże rozwikłać ten problem. Będę za to wdzięczna. Przepraszam, że umieściłam wpis sprzed wielu lat, ale dziś przeglądałam te posty, które skopiowałam ze starego bloga Onetu i zauważyłam, jak wiele moich  zapisów z lat 2005-2007 jest nadal aktualnych.

wtorek, 6 marca 2018

Bezdomni i mróz

Wszyscy dobrze wiemy, jaki w tym roku był mroźny luty, temperatura w nocy dochodziła do -29 stopni, choć tylko w jednej miejscowości ją zanotowano. Przeważnie mieliśmy od -15 do -18 stopni. Zawsze przed snem spoglądam na zaokienny termometr i wiem, czego mogę się spodziewać w nocy.
   Tej zimy zamarzło do 23 lutego 39 osób i to przeważnie z własnej winy. W większości miast są noclegownie, ale przyjmują tylko osoby niebędące pod wpływem alkoholu i to jest główna zapora dla bezdomnych.
   W tym poście chciałam się skupić  na informacji, którą dzisiaj przeczytałam. Otóż na warszawskich Kabatach ktoś wpuścił do budynku bezdomnego, który przespał noc pod czyimiś drzwiami. Jednak nie położył się na podłodze, lecz na saneczkach i śpiworze dziecka. Oburzona właścicielka tychże dóbr wywiesiła informację do osoby, która zlitowała się nad bezdomnym, że nie życzy sobie wpuszczania bezdomnych na klatkę schodową (dodam, że na dworze panował wtedy 18- stopniowy mróz), na dodatek wyceniła pranie zabrudzonego śpiwora na 35 złotych.
   Rozumiem wściekłość tej kobiety, ale niech się wczuje w położenie tego bezdomnego, który na pewno zdawał sobie sprawę, że jeśli  nie znajdzie dachu nad głową, to zamarznie. Z kolei jeśli bezdomni chcą nocować w blokach, niech zostawią po sobie porządek, nie zostawiają przyniesionych szmat do okrycia, nie rozrzucają pustych butelek i puszek po napojach alkoholowych, bo tym samym kręcą bat na własną skórę.
   Kiedyś do moich drzwi zapukała bezdomna Elka, innym razem jakiś Cygan z dwojgiem dzieci, które klęczały przed drzwiami, jeszcze kiedyś mężczyzna, który przyznał się, że  dopiero opuścił więzienie.
   Elka często mnie odwiedzała, na blogu Onetu opisałam jej tragiczne dzieje. Dostawała ode mnie kanapki dla siebie i swojego chłopaka, który czekał na nią na schodach oraz kilka złotych. Dopiero gdy zobaczyłam Elkę odchodzącą z paczką papierosów od kiosku, zrezygnowałam z pomocy.
   Cygan dostał trochę  trochę pieniędzy, które zawsze mam przygotowane na takie sytuacje, dzieciom kazałam natychmiast wstać z klęczek i obdarowałam je słodyczami i zabawkami.
   Były więzień dostał ode mnie na plastikowej tacce dwa świeżo uduszone gołąbki i jakiś stary widelec, aby mógł je zjeść. Chciał mi za nie zapłacić, bo przyznał się, że na odchodnym z więzienia dostał trochę pieniędzy na bilet do domu.
   Wielu takich ludzi do nas przychodziło i przychodzi, choć już coraz mniej i zawsze otwieram im drzwi, ale pod warunkiem, że nie jestem sama w domu.
   Bezdomnego z Warszawy też bym wpuściła do budynku i jeszcze nakarmiła, bo inaczej miałabym wyrzuty sumienia do końca życia.

niedziela, 4 marca 2018

Czy Polacy kogoś lubią poza sobą?

    
 Ostatnio nikt, kto nie nie ma konta na Facebooku, nie może napisać komentarza na stronie głównej Onetu. Jako że przywykłam do Onetu i mam go ustawionego jako stronę główną, to tylko tam czytam wszelkie wiadomości. Lubię też czytać komentarze internautów, bo one dają mi obraz tego, co Polacy myślą i często są ciekawsze od samych wiadomości.    Kiedyś też dołączałam się do komentujących i zawsze podpisywałam się swoim prawdziwym imieniem. Teraz już nie mam tej możliwości, bo nie jestem zarejestrowana na Facebooku.
   Jestem przerażona wyzwiskami, jakimi posługuję się "facebookowcy". Niedawno kilka z nich skopiowałam:
- Notoryczny kłamca, niech Pan nie wyciera swojej mordy;
- Masz w genach ograniczenie umysłowe?
- zamknij plugawe usta miernoto;
- g.... ci do tego pisowski patafianie, zajmij sie swoja gebą a nie innych ludzi;
- Co ty bredzisz młody oszołomie ???Wytrzeźwiej!!!
- bolszewicki świrze kto spuścił cię z łańcucha ? 
- To jest Q...estwo ! To są świnie ! Pluję im w RYJE
   Każdy  z komentujących uważa, że tylko on ma patent na mądrość i wszystko wie najlepiej. 
   Zresztą tak samo bywało w komentarzach na dawnych blogach Onetu, dopiero gdy obowiązkowo trzeba było wpisywać swój adres e-mailowy, trochę chamscy komentatorzy się uspokoili, choć nie całkowicie.
   Nie wyobrażam sobie, abym mogła obrazić kogoś w moim komentarzu, mogę się z kimś nie zgadzać,  ale potrafię to przekazać w kulturalny sposób.
   Na podobny temat pisałam na blogu Onetu w 2010 roku i przytoczyłam wypowiedź Krzysztofa Daukszewicza: "Jeden naród, dwa plemiona".
   Jestem zdruzgotana tym, że tak Polacy się podzielili; nawet przy wigilijnym czy wielkanocnym stole dochodzi do bójek i kłótni na tematy polityczne.
   Czy kiedyś skończą się te polskie waśnie?