Co cztery lata świat ogarnia szaleństwo z powodu mundialu, czyli mistrzostw świata w piłce nożnej. Pamiętam jeszcze czasy, gdy grały Orły Górskiego, ale poza kibicowaniem nie było mowy o niczym innym.
Teraz mundial to okazja dla handlowców, aby sprzedawać wszystko, co tylko można opatrzyć szalikiem kibica, piłką lub... zdjęciem Roberta Lewandowskiego. Miesiąc przed mundialem nie mówi się o niczym innym, tylko o naszej reprezentacji, która już wyjechała do Rosji, bo tam odbywają się tegoroczne mistrzostwa świata.
Najważniejszym wydarzeniem była kontuzja Kamila Glika i dywagacje, czy będzie grał, czy też nie. Nawet kolano J. Kaczyńskiego odeszło w cień. Moja ulubiona stacja informacyjna bez przerwy podgrzewała ten temat, który przecież nie wszystkich interesował. Ufff, wydaje się, że Glik będzie grał, więc wszyscy odetchnęli z ulgą.
Większość reklamodawców to oficjalni sponsorzy naszych piłkarzy, co z dumą jest podkreślane przy każdej reklamie.
Wszystkie produkty spożywcze nadają się do jedzenia i picia podczas oglądania meczu. Jeszcze trochę, a świat się rozpije i utuczy. Od razu się przyznam, że nigdy nie piłam piwa, choć moja druga połowa je lubi, ale tylko z sokiem malinowym.
Widocznie bez piwa nie ma kibicowania, więc nie kibicuję. Do tego koniecznie trzeba przegryzać czipsy, słone paluszki, wszelkie ciasteczka czy też kabanosy.
Wystarczy otworzyć jakąkolwiek gazetkę reklamową, aby zobaczyć, że jedna strona jest poświęcona wszystkiemu, co dotyczy mundialu. W reklamach króluje oczywiście Robert Lewandowski , który chyba nie reklamuje jedynie podpasek.
Onet zachwyca się dziewczynami piłkarzy, które chętnie pokazują się w strojach kąpielowych i trwa licytacja, która ma ładniejszy biust, jędrniejszą pupę oraz najdłuższe nogi. Żona Lewandowskiego cały czas zakrywa buzię córki, choć według mnie wszystkie małe dzieciaczki są do siebie podobne i Klara się od nich nie różni. Ostatnio czytałam tytuł o tym, jakież to ubranko nosi, jako że mnie to nie interesowało, to do tej pory nie wiem. To naprawdę nie jest royal baby, aby z tego powodu popadać w histerię.
Może jestem trochę uszczypliwa, ale to wszystko, o czym napisałam, ani trochę mi się nie podoba.
sobota, 16 czerwca 2018
wtorek, 12 czerwca 2018
"Jak to dobrze być harcerzem"...
W wielu postach na Onecie pisałam o mojej pracy w ZHP. W harcerstwie
znalazłam się przypadkowo, bo jako dziecko nie należałam wcześniej do tej
organizacji. Jednak w Studium Nauczycielskim odbyłam kurs, po którym mogłam być
instruktorką.
jakimś jeziorem, bo jezior
ci u nas pod dostatkiem, choć nie są blisko mojej miejscowości.
Nigdy sama nie organizowałam wyjazdu na obóz, bo to zbyt kłopotliwe, ale za to urządzałam biwaki harcerzom i uczniom z mojej klasy. Pierwszy
obóz, na który pojechałam, zorganizowały dwa szczepy- nasz i zaprzyjaźnionej
szkoły. Razem było około 200 harcerzy.
Komendantem obozu był Jurek, szczepowy z tamtej szkoły, nauczyciel
plastyki. Obóz nosił nazwę „Świat Przyjaźni”, każda drużyna miała nazwę jednego
państwa, a każdy zastęp- nazwę związaną z tym państwem.
Jurek dobrał na wyjazd instruktorów- uczniów ze szkół średnich,
którzy przysposobili teren i wcześniej rozbili namioty, a także przygotowali
kuchnię, stołówkę, namiot sanitarny i latryny.
Dzień na obozie zaczynał się od pobudki granej przez oboźnego na trąbce.
Dźwięk był tak fałszywy, że harcerze od razu zrywali się na równe nogi. Potem
mycie w jeziorze, następnie śniadanie i apel poranny. Bardzo mi się podobało,
gdy jako drużynowa stawałam do raportu i meldowałam: „Czuwaj druhu komendancie,
drużynowa przewodnik Anna …zgłasza drużynę… do raportu. Stan 25 druhów, wszyscy
obecni.”
Po
apelu było mnóstwo zajęć, a wieczorem ognisko. Cudowna chwila, …ciemno, …komendant
rozpala ognisko, obowiązkowo jedną zapałką, potem pieśń „Płonie ognisko i
szumią knieje” i gawęda komendanta. A potem śpiewy, występy, np. inscenizacja
jakichś książek.
Moja drużyna przedstawiała scenę ślubowania Zbyszka z Bogdańca oraz
pojedynek Zbyszka z Rotgierem. Inna drużyna- przygody Jacka i Placka z powieści
Kornela Makuszyńskiego. Przez cały dzień druhowie i druhenki szykowali
kostiumy, tarcze, miecze, pisali role, uczyli się do występu.
A potem znów pieśń „Już do odwrotu głos trąbki wzywa” i apel wieczorny.
Przed snem wspólna pieśń „Dobranoc, dobranoc, dobranoc, druhenko ma, druhenko
ma” i „Słoneczko już gasi złoty blask, za chwilę niebo błyśnie czarem gwiazd.
Dobranoc już”.
Czyż to nie cudowne? Obóz rozbity był w lesie iglastym, pogoda dopisała,
czasami nawet panował niesamowity upał. Wtedy świerki pachniały żywicą, aż w
nosie kręciło.
Codziennie druhowie kąpali się w jeziorze. Podczas kąpieli obowiązywał
niesamowity reżim, bo przecież odpowiadaliśmy za zdrowie i życie powierzonych
nam dzieci. Ratownik Olek nie dopuszczał do żadnych ekscesów, kto się nie
podporządkował, wychodził z wody. Kąpielisko było oznaczone, ogrodzone
zrobionymi przez nas pomostami. Nie wolno było podtapiać kolegów, bez potrzeby
krzyczeć: ”Ratunku!”.
Na drugiej stronie jeziora była jakaś kolonia. Gdy widziałam brak dyscypliny
tamtych dzieci i ich opiekunów, to trafiał mnie szlag. U nas wszystko było jak
w zegarku, dyscyplina, porządek, …a tam…
Ten obóz nauczył mnie odpowiedzialności za dzieci. Jestem dumna, że nigdy
żadne dziecko będące pod moją opieką nie ucierpiało. Wszystkie oddawałam
rodzicom w całości- szczęśliwe, wypoczęte i brudne…
Czuwaj, wszystkim druhom!
Aha, w ZHP dosłużyłam się stopnia podharcmistrza.
wtorek, 5 czerwca 2018
Brawo, Poznań!
Kilkakrotnie na blogu Onetu pisałam na temat zapłodnienia in vitro, raz nawet po takim poście mój blog znikł, a pojawił się napis: "Ta witryna została zarchiwizowana lub zawieszona", co niesamowicie mnie zdenerwowało. Na szczęście po kilku godzinach skończono moją witrynę zawieszać lub archiwizować. Było to po moim krytycznym wpisie, gdy Jerzy Zelnik wypowiedział się, że dzieci z in vitro rodzą się jakieś krzywe lub połamane, zaś inny "mędrzec" dostrzegał na czołach takich dzieci jakieś bruzdy.
Wiem, jak bardzo rodzice za wszelką cenę chcą mieć własne dzieci i będą się imali wszelkich sposobów, aby je urodzić. Obecny rząd i Kościół katolicki preferują naprotechnologię, a potępiają bardzo skuteczną metodę in vitro. Poprzedni rząd ją finansował, a minister zdrowia w rządzie PiS, Konstanty Radziwiłł, który już odszedł w niepamięć, zlikwidował refundację oraz zakazał sprzedaży tabletki "dzień po" bez recepty. Na szczęście samo zapłodnienie in vitro nie zostało zakazane, ale nie wszystkich rodziców na to stać i czasami całe rodziny zapożyczają się, aby wspomóc parę, która nie może mieć dziecka. Wiem, że można adoptować dziecko i jest to chwalebne, ale czy wszyscy chcą to zrobić?
Niedawno z zadowoleniem przeczytałam artykuł o tym, że w Poznaniu w ramach miejskiego programu in vitro urodziły się pierwsze dzieci, są to bliźnięta, chłopczyk i dziewczynka, a jeszcze potomstwa spodziewa się 87 par.
"Poznański program in vitro działa w Poznaniu od połowy ubiegłego roku (...)
Pary, które chciałyby skorzystać z dofinansowania w ramach programu, nadal mogą się zgłaszać. Program zakłada dofinansowanie do 5 tys. zł do każdej z trzech prób dla danej pary. Koszt realizacji programu wynosi ponad 1,8 mln zł rocznie; program ma być realizowany do 2020 roku."
Wiem, jak bardzo rodzice za wszelką cenę chcą mieć własne dzieci i będą się imali wszelkich sposobów, aby je urodzić. Obecny rząd i Kościół katolicki preferują naprotechnologię, a potępiają bardzo skuteczną metodę in vitro. Poprzedni rząd ją finansował, a minister zdrowia w rządzie PiS, Konstanty Radziwiłł, który już odszedł w niepamięć, zlikwidował refundację oraz zakazał sprzedaży tabletki "dzień po" bez recepty. Na szczęście samo zapłodnienie in vitro nie zostało zakazane, ale nie wszystkich rodziców na to stać i czasami całe rodziny zapożyczają się, aby wspomóc parę, która nie może mieć dziecka. Wiem, że można adoptować dziecko i jest to chwalebne, ale czy wszyscy chcą to zrobić?
"Poznański program in vitro działa w Poznaniu od połowy ubiegłego roku (...)
Pary, które chciałyby skorzystać z dofinansowania w ramach programu, nadal mogą się zgłaszać. Program zakłada dofinansowanie do 5 tys. zł do każdej z trzech prób dla danej pary. Koszt realizacji programu wynosi ponad 1,8 mln zł rocznie; program ma być realizowany do 2020 roku."
Wśród kryteriów, jakie muszą spełniać pary starające się o dziecko, są między innymi:
1. Udokumentowane, bezskuteczne leczenie niepłodności.
2. Wiek kobiety w granicach 20-43 lata.
3. Zamieszkanie na terenie Poznania.
Jeśli ktoś uważa, że zapłodnienie in vitro jest grzechem, niech korzysta z mało skutecznej naprotechnologii, bo przecież korzystanie z zapłodnienia in vitro nie jest obligatoryjne. Na kalendarzyki małżeńskie, o których też pisałam na blogu Onetu, mówi się, że jest to watykańska ruletka. Zapłodnienie in vitro to ogromny postęp w medycynie znany już od dziesięcioleci i dzięki programowi prezydenta Poznania uszczęśliwi wiele rodzin.
Subskrybuj:
Posty (Atom)