poniedziałek, 5 lutego 2018

Jak to dobrze emerytem być

   Od wielu lat jestem na emeryturze, jednak gdyby zdrowie mi dopisywało, najchętniej pracowałabym do tej pory, bo kochałam swój zawód.
   Chyba dwa czy trzy lata temu byłam w mojej szkole  i napotkana przeze mnie polonistka, nawiasem mówiąc, moja uczennica, która też była u mnie na praktyce, prawie łzami się zalewała, że będzie musiała pracować do sześćdziesiątego siódmego roku życia.
   Teraz już może iść na emeryturę, gdy skończy sześćdziesiąt lat i na pewno się z tego powodu bardzo cieszy. 


   Jednak nie wiem, czy jest się z czego cieszyć, bo niedawno wyczytałam, że ponad 302 tysiące emerytów jest zadłużonych na kwotę 6,1 miliarda złotych. Wśród nich jest mężczyzna, którego dług wynosi 104 miliony złotych, zaś  średnia zaległość to 20 238 złotych.
   Chyba dwu- czy trzykrotnie pisałam na blogu Onetu, aby się nie zadłużać bez potrzeby, bo nikt nie da nam pieniędzy za darmo, choć czasami z reklam tak wynika. 
   Nie ma tygodnia, abym w skrzynce na listy nie znalazła ulotki namawiającej mnie do wzięcia kredytu. Na szczęście nie mamy z mężem takiej potrzeby i nigdy się nie zadłużamy w żadnym banku ani parabanku. Do tej pory żyliśmy oszczędnie i zdołaliśmy nieco pieniędzy odłożyć. Wprawdzie moja emerytura po 35 latach pracy w szkole jest niewielka, ale połączona z emeryturą męża wystarczy na dostatnie życie.
   Nie skuszą nas żadne reklamy telewizyjne i internetowe, bo zawsze kupujemy to, co jest nam potrzebne. 
   Po reformie emerytalnej 56 procent ludzi odeszło na emeryturę, tylko dziwi mnie to, że natychmiast szukają jakiejś pracy, aby sobie dorobić, a mogli pracować dłużej i mieliby wyższą emeryturę.
   Przeciętnie w skali kraju kobiety mają   1614 złotych, a mężczyźni średnio 2699 zł. Podejrzewam, że są to kwoty brutto i po odliczeniu ZUS-u oraz ubezpieczenia pozostaje dużo mniej.
   Wszystkie dane przytoczyłam za tym artykułem.

24 komentarze:

  1. Problem jest inny, mianowicie na jak długo wystarczy kasy na nasze emerytury?
    Państwo jest zadłużone, sytuacja polityczna bardzo nieciekawa a emerytów przybywa zamiast dzieci.
    Serdeczności Aniu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jolu, też się tego boję, bo niedługo możemy zostać bez emerytury. Miejmy nadzieję, że skoro koniunktura na świecie jest niezła, to nie zabraknie na emerytury.
      Emerytów będzie coraz więcej i o tym wiedział rząd Tuska, gdy podwyższał wiek emerytalny.
      Gorąco pozdrawiam.

      Usuń
  2. Nie wszyscy mają dwie emerytury , które jak piszesz starczają na dostatnie życie ... Moją emeryturę określiłabym "za małą , żeby żyć a za dużą żeby umrzeć". Po tylu latach pracy w szkole dość często czuję się żebrakiem. I wcale mnie nie dziwi , że emeryt szuka zatrudnienia. sama szukam. Bo albo dorabia by przeżyć , albo pomaga dzieciom . Niestety nadal dość często jest tak , że to emeryt może wziąć kredyt gdyż ma stały dochód a jego dzieci niekoniecznie ... różnie to bywa, jak to w życiu . Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yolanthe, pisałam o tych dwu emeryturach, myśląc tylko o sobie.
      Czy musiałaś przechodzić na emeryturę, bo mnie nikt nie wyrzucał. chciałam zrobić miejsce córce mojej przyjaciółki, która miała w naszej szkole tylko 8 godzin i kilka godzin w innej szkole.
      Po przejściu na emeryturę mogłam udzielać korepetycji przygotowujących do matury, ale też nie chciałam, bo chyba wiesz, że orły nie muszą mieć korepetycji, a uczniów, którzy mają duże zaległości, trudno wszystkiego nauczyć.
      Naszym dzieciom też pomagamy, ale nie bierzemy na tę pomoc kredytów.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Na mnie akurat wymuszono odejście na emeryturę ... zmniejszyła się liczba oddziałów i kogoś trzeba by było zwolnić. Wcale nie byłam szczęśliwa z powodu wyautowania mnie na margines społeczeństwa . Też bardzo lubiłam to co robiłam no ale ... nic nie trwa wiecznie :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    3. Yolanthe, podejrzewam, że mój dyrektor nawet nie miałby odwagi mnie zwolnić czy zmniejszyć liczby moich godzin.
      I tak jeszcze po przejściu w grudniu na emeryturę uczyłam do końca roku szkolnego moją klasę, w której miałam wychowawstwo, bo o to dyrektora błagali rodzice dzieci.
      Nie wyobrażam sobie, abym straciła pracę i chyba bym poruszyła niebo i ziemię, aby wrócić.
      Pewna matka,której wychowałam dwóch synów, prosiła, abym jeszcze wzięła klasę, do której chodził jej najmłodszy syn, ale ja definitywnie postanowiłam odejść.
      Podejrzewam, że teraz już nie potrafiłabym się odnaleźć w szkole, bo nie te czasy, nie ten program, nie te dzieci oraz ich rodzice.
      Miłej nocy.

      Usuń
  3. Patrząc na moją mamę która od lat jest na emeryturze to widzę że niewesole jest życie staruszka
    Na rękę niecały 1000 zł po ponad 30 latach pracy
    Na dalszą pracę nie było sił
    Praca fizyczna to niestety nie praca za biurkiem
    Miała już problemy by dojechać do pracy bo nie dawała rady wejść do autobusu czy po schodach
    Nogi pokryte fioletowymi żyłami, krwawymi pajaczkami, opuchniete
    Łatwiej było iść sobie dorobić na godzinę czy dwie dziennie i posprzątać biuro niż stać 8 godzin w pakowni i przenosić kartony z towarem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję kobietom, które musiały tak ciężko pracować fizycznie. Ja też dużo stałam za biurkiem lub pod tablicą, ale w każdym momencie mogłam usiąść. Jednak też nie dam rady teraz wsiąść do autobusu, na szczęście jeżdżę samochodem.

      Usuń
  4. No ja się nie cieszę z tego, że rząd dał ludziom kiełbaskę w postaci obniżonego wieku emerytalnego. A najbardziej zdumiało mnie to, że ucieszyły się z tego kobiety w moim otoczeniu, wydawałoby się osoby po studiach, więc trochę rozumiejące matematykę. Jako kobiety będą miały jeszcze niższą emeryturę, a ponieważ słabo znają się na współczesnych technologiach, świat ma im do zaoferowania głównie fizyczną pracę, żeby sobie mogły dorobić ... jeśli i tego miejsca nie wypełnią młodzi. Yhhhh, trudne to, no ale rząd spełnia marzenia ludzi. Przynajmniej przez 3-4 lata będzie się można oszukiwać, że idzie ku lepszemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cynio, ekonomiści niezależni ostrzegają, szczególnie kobiety, że gdy przejdą na emeryturę w wieku 60 lat, dostaną głodową emeryturę. Jednak dopóki do tej emerytury jest kilkanaście lat, nikt o tym nie myśli.
      Zawsze trzeba patrzeć kilka lat naprzód i przewidywać, co może się stać.
      Masz racje, to była typowa kiełbasa wyborcza. na którą nabrało sie mnóstwo Polaków.
      Może idzie ku lepszemu, ale komu?

      Usuń
  5. W ogóle nie myślę o emeryturze.
    Chyba nie umiałabym się odnaleźć
    w takiej sytuacji.
    Liczę na to, że starczy mi zdrowia i siły,
    żeby pracować jak najdłużej,
    a ze względu na kilkukierunkowość -
    mam możliwość wybierania zawodu,
    w którym chcę pracować i nie musi to być
    zawód nauczyciela czy pedagoga.
    Mogę być np. dyrektorem biblioteki
    lub ośrodka kultury lub pracownikiem
    owych instytucji.
    Mogę też otworzyć prywatną praktykę
    związaną z pomocą i terapią psychologiczno - pedagogiczną.
    Życie to nieustanna zmiana - czas pokaże co będzie.

    Kredyty - z daleka, choć w życiu
    bywają przecież różne sytuacje.

    Pozdrawiam serdecznie, zimno się u mnie zrobiło...
    No ale cóż, luty ma swoje prawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. JoAnno, też mogłabym pracować w bibliotece, bo w SN-ie miałam bibliotekarstwo z bibliotekoznawstwem, pracowałam przez rok w szkolnej czytelni i bibliotece oraz ukończyłam chyba miesięczny kurs bibliotekarski.
      Przede wszystkim mogłabym udzielać korepetycji przygotowujących do matury z języka polskiego; kiedyś na to poświęciłam cały miesiąc wakacji, bo szkoda mi było chłopaka, który zawalił maturę. Dwie godziny dziennie przez cały sierpień mu pomogły, zdał i poszedł na płatne studia bankowe do Poznania.
      U nas też zimno i leży trochę śniegu, ale przecież kiedyś nastanie wiosenka.
      Uściski.

      Usuń
  6. Rozpiszę się, ale nic, może wytrzymasz, Anno. A chciałbym, nieco odmiennie od innych zacząć od autentycznej sytuacji...mój śp. dziadek lubił oglądać westerny (m.in. Bonanzę), w przeciwieństwie do ś.p. babci, która telewizji wręcz nie uznawała. I jest taka scena: dziadek zapatrzony na "dziki zachód, strzały i pogonie... do pokoju wchodzi babcia; przygląda się przez czas jakiś wpatrzonemu w ekran telewizora dziadka i nagle mówi: "- Władek, i ty w to wszystko wierzysz?" Do czego piję? Do statystycznych rewelacji. Ja zarabiam 10.000, to nie zarabiasz nic, więc średnio poodejmujemy z karty po 5.000 złotych. Ostatnio, w związku z ta kontrowersyjna ustawą o "niedzielach bez zakupów", jakieś "poważne źródło" podało, że Francuzi pracują godzinowo w tygodniu dłużej niż Polacy. Bzdura jak stąd po księżyc. Mam znajomą od ponad 20 lat mieszkającą we Francji, mam znajomych Francuzów, jeżdżę po Francji, jeżdżę i obserwuję, i żadne "źródło" nie jest w stanie mnie przekonać.
    Dlaczego emeryci decydują się przejść na wcześniejszą emeryturę, zamiast pracować dłużej? Bo liczą i to im się opłaca, oczywiście pod warunkiem, że mają już coś "na oku". Przykład: emeryt x przechodzi na emeryturę, w wyniku czego ma na rękę 1600 złotych. Gdyby popracował dłużej (2, 4 lata) dociągnie powiedzmy do 2000, ale takiej pewności nie ma, nikt mu tego nie zagwarantuje.
    Tymczasem zatrudnia się i nowy (albo ten sam) pracodawca oferuje mu taką samą stawkę, jaka miał przed przejściem na emeryturę, pomniejszoną o kwotę, od której musiałby oddawać "myto" Państwu. W związku z tym uzgadnia z pracodawcą, że na papierze dostanie znacznie mniej, żeby się fiskus nie czepiał, a drugie tyle dostanie pod stołem. Zarobione przez te 2 - 4 lata pieniążki złoży do banku albo zainwestuje i... uwaga... to będą jego własne pieniądze... a teraz dochodzimy do sedna, do najbardziej mnie bulwersującej wypowiedzi pana Tuska, kiedy jeszcze nie dorabiał sobie do wysokiej emerytury w Brukseli. Rzekł guru Platformy (był to czas likwidacji II filara ubezpieczeń emeryckich), że pieniądze, jakie osoby zatrudnione przekazują miesiąc w miesiąc do funduszy (te, które Rostkowski przejął aby zmniejszyć nimi deficyt budżetowy, bo w przeciwnym wypadku UE bardzo by się na Polskę pogniewała) NIE SĄ PIENIĘDZMI POLAKÓW... Czy w związku z tą wypowiedzią, którą rzecz jasna niemożliwie skracam, lecz chwytam jej sens, nie można przypadkiem stwierdzić, że podstawowym powodem tego, że polscy emeryci tak gromadnie zdecydowali się zakończyć swoją przygodę z pracą, kiedy tylko nadarzyła się taka okazja, jest to, że NIE UFAJĄ PAŃSTWU??? Nie wierzą w to, że pracując pięć - siedem lat dłużej podwoją wysokość swojej emerytury (przedstawiano i takie szacunki). ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Andrzeju, nie można inaczej czegoś pokazać, niż za pomocą statystyki. Nawet sondaże przedwyborcze nie są prawdziwe. to tak, jak pan na spacerze z psem średnio mają po trzy nogi lub Ty jesz mięso mielone a ja kapustę, wiec średnio jemy po gołąbku.
      Jednak trzeba to było jakoś wyliczyć i tak wyliczono.
      Bardziej chodziło mi w tym poście o to, że emeryci, których jest coraz więcej, bardzo się zadłużyli i oby ich dzieci nie musiały spłacać tych długów.
      To, że nasze emerytury są śmiesznie niskie, to już inna sprawa.
      Na koniec napiszę, że bardzo lubię Donalda Tuska i Jacka Rostowskiego.

      Usuń
    2. Anno, jeśli liczby/procenty statystyczne nie są poparte wnikliwą, opisową analizą badanego zagadnienia, to takie "słupki" znaczą dla mnie to, co podałem w przykładzie "średniej naszych zarobków". Statystyka sondażowa służy przede wszystkim tym, którzy zamawiają przeprowadzenie konkretnych badań, niestety najczęściej dla poparcia głoszonej przez siebie tezy.
      W jednym zdaniu parafrazując wypowiedź byłego premiera Donalda Tuska (można ją odszukać na You Tube)starałem się przedstawić swój sprzeciw wobec uzasadnienia decyzji o faktycznym "rozstrzeleniu" przez PO i koalicjanta II filaru reformy emerytalnej. Nawiasem mówiąc od samego początku byłem przeciwny tej reformie, uważając, że utworzenie funduszy emerytalnych to głównie okazja stworzenia intratnych stanowisk pracy dla kolesi tworzących nowy porządek prawny, tyle że ja w odróżnieniu od panów Tuska i Rostkowskiego nie zmieniłem w tej sprawie zdania z powodów czysto koniunkturalnych. Jaskółki w całej Europie szczebiotały przecież o tym, że pan Rostkowski podebrał pieniążki z II filaru, aby wykorzystać je dla zmniejszenia deficytu budżetowego, innymi słowy wyjął portfel z lewej kieszeni gustownej, angielskiej marynarki, aby włożyć go do kieszeni prawej. Dla mnie nie jest to powód, abym mógł się w panu Rostkowskim zakochać.
      Co innego z panem Tuskiem. Przyznaję, ten ma "gadanę" porównywaną z preorami pana Kwaśniewskiego, a w dodatku cieszy oczy przystojnością swego oblicza, więc nietrudno darzyć go sympatią. Ja tymczasem rozpowszechniam tezę (na poważnie), że fakt, iż (mam wrażenie, że oboje) nie darzymy wielką estymą obecnych rządów PIS-u to także, a może przede wszystkim OGROMNA ZASŁUGA poprzednich rządów, w tym pana Tuska. To sposób uprawiania polityki przez uprzednią koalicję przygotował w miarę solidny grunt dla dzisiejszych poczynań ekipy pana Kaczyńskiego, albowiem, zdaje się, że już w V wieku p.n.e. grecki filozof Leucyp z Miletu miał rzec: "Nic nie dzieje się bez przyczyny, lecz wszystko z jakiejś racji i konieczności." pozdrawiam

      Usuń
    3. Nigdy nie interesowałam się II filarem, bo mnie nie dotyczył.
      Gdy była reforma ZUS-u, dyrektor zaprosił na radę pedagogiczną jakieś specjalistki, które tłumaczyły, na czym to ma polegać. Jednak mam to do siebie, że gdy usłyszę jakąś liczbę, natychmiast przestaję myśleć, więc niewiele skorzystałam z tego wykładu.
      Pamiętasz reklamy, jak to emeryci będą leżeć pod palmami; od początku w to nie wierzyłam.
      Wydaje mi się, że obecny rząd też wykonał skok na II filar i to większy niż rząd Tuska.
      Chyba przestanę interesować się ekonomią, bo to nie na rozum humanistki, jednak ilekroć widzę coś, co mnie interesuje, staram się to przeczytać, bo po prostu wypada.
      Jest niewielu ekonomistów, których rozumiem. Po pierwsze to pan Kołodko, po drugie- pan Rostowski, a po trzecie- pan Petru. Potrafią mówić językiem zrozumiałym dla każdego laika.

      Usuń
  7. cd. :-)
    Niektórzy z nich pamiętają przecież ten bezprecedensowy skok Państwa Balcerowicza na prywatną kasę, przypomnieli sobie o tych niewaloryzowanych wkładach oszczędnościowych, o książeczkach mieszkaniowych, o wkładach na samochód, o kredytach... I jak tu wierzyć Państwu? No tak, ktoś powie, zmienialiśmy system, był kryzys, to skąd miało Państwo brać aby waloryzować, aby dopomóc w spłacaniu kredytów? A ja odpowiem na to tak: faktycznie Państwo nie miało skąd brać, bo posprzedawało poniżej wartości, na pniu majątek wytworzony przez przynajmniej dwa pokolenia, a odbywało się to tak, jakbym na ten przykład wystawił na sprzedaż swoje auto, a kiedy zjawił się klient, rzekł do niego: - bierz je, bo zawala mi miejsce w garażu, za ile? A ile mi dasz, to dasz, obyś tylko wziął".
    Wiem, że odbiegłem nieco od tematu, ale uważam, że w podniesionym przez Ciebie temacie kwestia zaufania obywatela do Państwa ma kluczowe znaczenie. A tak przy okazji, jakoś nie doszukałem się głównych powodów, dla których emeryci się zadłużają. Czy zadłużają się tylko dla siebie, a może też dla własnych dzieci i wnuków? A może są wśród nich "słupy"? A w jaki sposób i dlaczego banki, parabanki, operatorzy sieci komórkowych udzielają kredytów tak wysokiego ryzyka? Przecież oprócz tego, że emeryci nie są najczęściej dobrze sytuowani, to w dodatku mogą zejść z tego świata zanim spłacą ostatnią ratę kredytu. Mnie również nie jest w stanie skusić ulotka reklamowa banku, ba, powiem więcej, gdybym rzeczywiście znalazł się w potrzebie wzięcia kredytu, to bank najbardziej zaśmiecający moja skrzynkę pocztową będzie na samym początku wyeliminowany. Ale banki to uparte upiory dzisiejszych czasów. Od ponad 4 lat mam numer telefonu po jakieś pani i przez te lata notorycznie otrzymuję ofertę kredytu dla poprzedniej właścicielki numeru. Dziesiątki, a może i setki razy informowałem, że pani B. to nie ja, zastrzegałem, uprzedzałem, krzyczałem... nic nie pomaga... i tak bank dzwoni, a zatem, tak przynajmniej uważam, że w tym zadłużeniu emerytów spory udział mają ci, którzy kredytów tych udzielali...
    A na zakończenie... cóż to jest zadłużenie w wysokości 6.1 miliarda złotych w porównaniu z ponad bilionowym zadłużeniem wewnętrznym państwa... a licznik biegnie w górę i jest nieubłagany.... pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kilkakrotnie dzwoniła do nas pewna pani i wypytywała o dwie osoby z naszego bloku. Prosiła też, aby przekazać, by te osoby się z nią skontaktowały.
      Jako że pani podała swoje nazwisko i numer telefonu, a mój mąż jest bardzo uczynny, poszedł do tych osób i poinformował o telefonie.
      Niedawno powiedziałam o tym synowi, ten wpisał w wyszukiwarkę nazwisko dzwoniącej do nas i okazało się, że jest to windykatorka, na dodatek bardzo wredna, ale skuteczna w ściąganiu długów.
      Z kolei wiele lat temu pewien, chyba już nieistniejący, bank co tydzień przysyłał mi informację, że jestem ich wierną i wiarygodną klientką, więc chętnie dadzą mi satysfakcjonujący mnie kredyt. A ja nawet nie wiedziałam, gdzie w moim mieście ów bank się znajduje.
      Po prostu wszyscy udzielający pożyczek są niesamowicie nachalni i obiecują złote góry, więc emeryci dają się nabrać, a potem tracą swój majątek.
      Faktem jest, że na początku transformacji ustrojowej państwo sprzedało wszystko, co tylko było można i to za bezcen i każdy z nas coś stracił, dlatego gdy mój mąż widzi Balcerowicza w telewizji, zaczyna używać niecenzuralnych wyrazów.
      Ciekawa jestem, kiedy ta bańka pęknie i co wtedy z nami będzie.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Moja św. pamięci teściowa wzięła w jednym z banków kredyt w wysokości 1500 złotych z rozłożeniem spłaty na dwa lata, co wydawało się dla niej "do przełknięcia" pomimo niskiej emerytury jaka miała. Spłacała więc systematycznie określone w umowie stałe raty wraz z odsetkami. W pewnej chwili, mniej więcej po roku od chwili spłacania rat kredytu, zaczęła dostawać telefony, w których napominano ją o rosnącym zadłużeniu z tytułu niespłacania kredytu. Teściowa wzięła więc dowody wpłaty i drogą telefoniczną przedstawiła pani z banku kwit po kwicie. Pani z banku potwierdziła owe wpłaty i gdy wydawało się, że sprawa jest zakończona, poinformowała teściową, że wysokość wpłat nie odpowiada od 8 miesięcy tej zadeklarowanej przez kretytobiorczynię. Wtedy teściowa odczytała fragment umowy, w której wystąpiły wysokości rat takie, które systematycznie uiszczała. No to pani z banku oświadczyła, że przed ośmioma miesiącami podobno na wniosek teściowej, dobrała pożyczkę do 3000 złotych i w związku z tym, zmieniła się wysokość rat. Teściowa zaprzeczyła, aby kiedykolwiek ubiegała się zwiększenie pożyczki i poprosiła panią z banku, aby przedstawiła jej dowód na to, że drogą telefoniczną (teściowa praktycznie w związku z chorobą nie opuszczała domu) prosiła o zwiększenie wymiaru pożyczki oraz o przesłanie jej nowej umowy lub aneksu do niej. Sprawa tylko pozornie została załatwiona, bo oczywiście ani aneksu, ani umowy, ani innych informacji, o które prosiła, teściowa nie dostała. A ciekawostka jest to, że jakaś inna telefoniczna pani z banku po jakimś czasie wystosowała (nie jeden, jak się później okazało raz) pismo, w którym teściowa chwalona jest przez bank za terminową spłatę rat i w związku z tym bank proponuje jej zaciągnięcie kolejnego kredytu na nadzwyczaj korzystnych warunkach :-)

      Usuń
    3. Andrzeju, cwaniacy są w każdej instytucji, ale żeby w banku???
      Często pożyczałam pieniądze rodzinie lub koleżankom z pracy. Raz tylko czekałam na oddanie pożyczki, bo koleżanka nie zdołała mi oddać w terminie.
      Nigdy nie braliśmy pożyczek z banku czy innej instytucji, bo im nie wierzę.
      Kiedyś, gdy na blogu Onetu chciałam napisać post na temat banków i kredytów, specjalnie wybrałam się do banku i spytałam o procenty. Gdy usłyszałam, że jakąś kwotę pożyczą mi na 20%, aż zastygłam w bezruchu. Szkoda, że nie dają takich procentów, gdy oszczędzam w banku. W tej chwili chyba największy procent to 2,5 i to nie na cały rok, a na 3 miesiące.

      Usuń
    4. "Jaśnie Pan Bank to taki pan, który pożycza ci parasol gdy świeci słońce i żąda jego zwrotu gdy pada deszcz" - nn

      Usuń
    5. Czesławie, oczywiście zgadzam się z Tobą.

      Usuń
  8. Ja na emeryturze jestem blisko 11 lat, to najlepszy czas dla mnie. Duzo pracowałam jako księgowa, z jednej do drugiej pracy goniłam. Skończyłam wszelkie dodatkowe prace 5 lat temu. Chociaż też lubiłam swój zawód, było za dużo wszystkiego. Wielu zadłużonych nie żałuję, znam osoby, które szczęśliwe z posiadania karty kredytowej, kupują co oczy zobaczą. Często to artykułu do niczego nie potrzebne, np. trzeci telefon komórkowy, bo śliczny, ale jak można, to czego nie ? Nikt nic za darmo nie da, warto o tym raz na zawsze zapamietać. Są też ludzie, którzy żyją skromnie, mają niewielkie wynagrodzenia, renty, emerytury. Ci na ogół zyją oszczędnie i nie pchaja sie w pożyczki. Najważniejsze, aby zdrowie jakoś dopisywało, bo leczenie pociąga spore finanse. Więc : abyśmy zdrowi byli i rozsądek posiadali. Serdeczności zasyłam droga Aniu w mroźny acz słoneczny poranek /-10 st.C/.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anulko, większość zadłużonych to ludzie, którzy nie mogą się pohamować, aby czegoś nowego i całkiem niepotrzebnego kupić.
      Przed chwilą znalazłam taką, pasująca tu złotą myśl:
      „Tysiące ludzi w naszym społeczeństwie wiedzie życie w niemej rozpaczy, spędzając długie, męczące godziny w pracy, której nie znoszą, by móc kupić rzeczy, których nie potrzebują, żeby zrobić wrażenie na ludziach, których nie lubią.”
      -Nigel Marsh
      Wiadomo, że emeryci to ludzie często schorowani i część pieniędzy muszą przeznaczyć na lekarstwa. W ostatni dzień stycznia wykupiliśmy leki na dwa miesiące i zapłaciliśmy 280 złotych.
      Anulko, u nas też jest mroźno, ale nie tak, jak u Ciebie, bo rano było -5 stopni.
      Cieplutko pozdrawiam.

      Usuń