czwartek, 14 lutego 2019

Pokłosie reformy edukacji

   22 lutego minionego roku w jednym z postów napisałam : "Rok szkolny 2019/20 dla zaczynających naukę licealistów będzie skrajnie trudny. Na ten poziom edukacji wejdzie wtedy podwójny rocznik, czyli równolegle uczniowie kończący stare gimnazja i nowe, ośmioklasowe podstawówki. Licea i technika oblegać może ponad 700 tysięcy uczniów - norma to o połowę mniej. Do tego, w równoległych klasach pierwszych, i dalej, młodzież uczyć się będzie czegoś zupełnie innego, różne będą też egzaminy maturalne.”
   Teraz, kilka miesięcy przed końcem roku, trwa piekło dla tych, którzy będą kończyć stare gimnazja i nowe ósme klasy podstawówki. Nauczyciele też szaleją, aby swych podopiecznych nauczyć jak najwięcej materiału. Bez przerwy różnego rodzaju klasówki, kartkówki czy sprawdziany. Zabiera się dzieciom ich dzieciństwo, bo co ambitniejsze spędzają cały czas na nauce.
   Niedawno czytałam list siódmoklasistki  do nauczycielki, w którym dziewczyna skarżyła się, że uczy się całymi dniami i nocami, bo ma tak dużo kartkówek."Tłumaczy też, dlaczego znalazła się w takiej sytuacji: ma tyle klasówek i kartkówek z innych przedmiotów, że o tej po prostu zapomniała. Zapewnia jednak, że przygotuje się na poprawę. Teraz nie mogła tego zrobić - “chyba bym padła, zanim bym się tego nauczyła” - pisze. Wyznaje także, że w ogóle nie rozumie zagadnienia ze sprawdzianu.

   Uczono mnie, że wszelkiego rodzaju sprawdziany mają być łatwiejsze niż to, co jest na lekcji, nie wolno też zadawać materiału do samodzielnego przygotowania, a potem robić z tego sprawdzian. Na dodatek przed sprawdzianem trzeba powtórzyć materiał. Jednak nie chcę się wymądrzać, bo nie jestem wykładowcą, choć mogłam być, ale nie chciałam.

   Teraz drugi przykład, jak ciężkie jest życie siódmoklasistów. Jedna z matek podała na Facebooku zadanie z matematyki, którego nie zdołały rozwiązać cztery osoby z tytułem magistra. Dla mnie nauki ścisłe to czarna magia, więc nie potrafiłabym nikomu pomóc, choć maturę z matematyki napisałam bez żadnych ściąg.

   Pamiętam, jak mój syn był w piątej klasie i nie skończył czytać "Anielki". Rano obudził się z wysoką temperaturą i musiałam zostawić go w domu. Gdy wróciłam z pracy, lektura była już przeczytana, a gorączka znikła.

   Pewien Krzyś, uczeń drugoroczny,  w siódmej klasie nie przeczytał "Pana Tadeusza" (wtedy epopeję omawiało się w całości) i nie mógł pisać pracy klasowej. Był to chłopak inteligentny, choć leniwy, więc kazałam mu napisać wypracowanie, dlaczego nie przeczytał "Pana Tadeusza". Napisał na ocenę dobrą. Chyba jeszcze mam Krzysia na naszej-klasie, bo darzył mnie ogromną sympatią.

   Córka największe problemy miała w gimnazjum, bo nie było dnia bez jakiegoś sprawdzianu. Nawet zaproponowałam nauczycielom, aby jakoś podzielili się tymi sprawdzianami, a przynajmniej nie powinno być w jednym dniu kilka sprawdzianów naraz.

   Nie może być tak, aby dziecko bez przerwy siedziało nad książkami i zeszytami. Naszego syna przed maturą mąż wygonił na boisko, aby pograł w piłkę i przestał myśleć o czekających egzaminach.

poniedziałek, 4 lutego 2019

Wiosna Roberta Biedronia

   Chyba większość Polaków zna byłego posła i późniejszego prezydenta Słupska, Roberta Biedronia. To dość malownicza postać, która nie daje o sobie zapomnieć, bo często występuje w mediach.
   Od kilku miesięcy słyszymy, że założył własną partię i chce zostać premierem państwa. Nazwa partii była ukrywana i to powodowało ciekawość. Wiadomo było, że jest na sześć liter,
   Wczoraj na Torwarze odbyła się konwencja założycielska partii, na której prym wiódł właśnie Robert Biedroń, według mnie byłby znakomitym konferansjerem lub, jak powiedziała doktor docent Ewa Pietrzyk- Zieniewicz, frontmanem.
   Radosny jak skowronek przymilał się do licznie zgromadzonej publiczności i słuchaczy telewizyjnych. Wychwalał Polaków, prawił im komplementy, wreszcie przedstawił program swojej partii, za co zebrał  gromkie owacje.
   Zaczął od emerytów i obiecał, że minimalna emerytura, na dodatek nieopodatkowana będzie wynosiła 1600 złotych. Kobieta i mężczyzna będą zarabiać tyle samo. W ogóle Biedroń umizgiwał się do pań i wiele im obiecywał: legalizację aborcji na żądanie do 12 tygodnia, pigułka dzień po, in vitro dla każdej kobiety, bezpieczna ciąża i bezbolesny poród, ochrona ofiar przemocy domowej, miejsce w żłobku dla wszystkich dzieci, 500+ na każde dziecko.
   Słuchaczom podobało się również, że lekarz specjalista musi przyjąć pacjenta w ciągu 30 dni, bo jeśli nie, to pacjent ma prawo pójść do placówki niepublicznej, a NFZ musi zapłacić za jego leczenie.
   Biedroń zajął się również oświatą i godnym wynagrodzeniem nauczycieli; wreszcie świeckim państwem, co również zyskało ogromny poklask: wycofanie religii ze szkół, rozdział państwa od Kościoła, likwidacja Funduszu Kościelnego i opodatkowanie Kościoła.
   Lider partii przedstawił również ludzi, którzy pracowali nad programem, było to czternastu ekspertów.  I wreszcie nastąpiło podanie nazwy nowej partii, czyli Wiosna, bo "Wiosna to zmiana, Wiosna to odnowa, Wiosna to nowy początek".
    Muszę przyznać, że propozycje partii Biedronia są bardzo chwytliwe, nawet przebiły pisowskie obietnice . Jednak nie jestem pewna, czy te obietnice są realne, bo nie jest możliwa likwidacja kopalń do 2035 roku. Podejrzewam, że Kościół również stanie okoniem, a dotychczasowe partie odsądzą Biedronia od czci i wiary, bo przecież może zabrać im elektorat. Po zachowaniu się zwolenników nowej partii widać, że Polacy chcą zmian, mają już dosyć codziennych nakazów i zakazów w każdej dziedzinie, mają już dosyć afer, które ośmieszają Polskę nie tylko w Europie, ale i na świecie.
    Znamy partie, które pojawiały się w sejmie,  potem znikały, a ich liderzy odchodzili w niebyt. Biedroń nie chce wchodzić w koalicję z żadną partią, chce być bytem samoistnym, niezależnym od nikogo.
   Wczorajsza konwencja wykazała, że Biedroń dobrze rozeznał pragnienia Polaków i wszystkim wszystko obiecywał. Niby ma to kosztować tylko 35 miliardów złotych, w co nie wierzę, ale nie jestem ekonomistką. 
   Na razie mamy zimę, przy mojej ulicy drzewa są obsypane śnieżnym puchem, ale większość z nas czeka na wiosnę, choć na pewno niektórzy czekają na Wiosnę.

piątek, 25 stycznia 2019

Wspomnienia z audiencji w Watykanie

   W Panamie trwają Światowe Dni Młodzieży. Ta uroczystość przypomniała mi, jak na początku obecnego wieku byłam z nauczycielami na wycieczce we Włoszech i, co jest oczywiste, odwiedziliśmy też Watykan i to dwukrotnie. We wtorek zwiedzaliśmy wspaniałe Muzeum Watykańskie z niesamowitą ilością obrazów, gobelinów i innych cudów, a w środę byliśmy w Auli Pawła VI na audiencji z Papieżem Janem Pawłem II.

          (ta biała sylwetka to papież Jan Paweł II)

   Posłużę się fragmentami postu z blogu Onetu, który opublikowałam 21 lutego 2006 roku:
" W środę pojechaliśmy do Watykanu, aby uczestniczyć w publicznej audiencji. Przed wejściem do sali ubraliśmy się przyzwoicie, przeszliśmy rewizję torebek i zajęliśmy wyznaczone miejsca, niestety, dość daleko od podwyższenia, na którym miał pojawić się Papież. Wokół nas było pełno wycieczek z całego świata: świeccy i duchowni przybyli, aby wysłuchać słów następcy św.Piotra. Słowackie zakonnice po polsku śpiewały: ” Góralu, czy ci nie żal..”. Każda grupa była wyczytywana i każda w jakiś  sposób pozdrawiała Papieża. To było duże przeżycie, szczególnie dla osób głęboko wierzących. Widziałam łzy szczęścia w oczach moich koleżanek. Jestem dumna, że byłam w Rzymie i widziałam Jana Pawła II".

    Po audiencji weszliśmy do bazyliki św. Piotra, tam robiłam zdjęcia, choć było dość ciemno. Jak na złość skończyła mi się klisza i zaczęła się przewijać. Nigdy nie myślałam,  że  film przewija się tak głośno. Aż mi się głupio zrobiło. Na szczęście miałam zapasową kliszę i mogłam wymienić. Oczywiście, nie było jeszcze wtedy aparatów cyfrowych, więc zdjęcia robiłam Kodakiem.
   Mam mnóstwo zdjęć  z Włoch i z samego Rzymu, ale tylko kilka w komputerze.

wtorek, 15 stycznia 2019

Hejt rządzi, niszczy i zabija

   Z rzeczownikiem "hejt" po raz pierwszy zetknęłam się, gdy wnuczka była w gimnazjum i miała zadanie domowe na temat "hejtu". "Hejt" to w języku potocznym obraźliwy lub pełen agresji komentarz zamieszczony w internecie; działanie w internecie przejawiające złość, wrogość, nienawiść wobec kogoś.
   W internecie niektórzy podli ludzie czują się bezkarni i uważają, że mogą obrażać innych. Moja hejterka zostawiała w internecie tyle śladów, że bez trudu sama ją namierzyłam po jej IP oraz nicku i adresie mailowym. Przekonałam się, że jest to nudząca się, niemłoda już kobieta z Krakowa. 
   Na blogu Onetu łatwo było ją zablokować i żaden wstrętny komentarz nie trafiał na mego bloga.
   Gdy ktoś chce zostać politykiem, musi mieć grubą skórę, o czym wie od samego początku, ale co ma zrobić dziecko lub zwykły blogowicz, gdy spotka się z nienawiścią i to często bliskich sobie osób. Bywa, że szykanowane dziecko popełnia samobójstwo, gdy koledzy z klasy obrażają go na Facebooku czy innym portalu społecznościowym. Takie zdarzenia miały miejsca nie tylko za granicą, ale też w Polsce. Dlatego niektórzy ze zdziwieniem przyjmują do wiadomości fakt, że nie ma mojego profilu na Facebooku, bo przecież jeśli mnie tam nie ma, to nie istnieję.
   Dlaczego o tym piszę? Otóż Jurek Owsiak nie wytrzymał insynuacji i hejtu, którym był obrzucany od początku swej działalności społecznej, o której wszyscy wiemy, że aż złożył rezygnację ze stanowiska szefa WOŚP. Czarę goryczy przelała plastelinowa animacja pewnej dowcipnej kobiety, którą pokazano na antenie TVP Info. Do tego doszło zabójstwo prezydenta Gdańska w momencie, gdy zapalał światełko do nieba.
   Z hejtem można się spotkać nawet w  przepisach kulinarnych na Onecie. Jako że lubię gotować, zawsze czytam różne przepisy. Ostatnio trafiłam na przepisy pani Anny Starmach na tanio, pysznie i prosto gotowane domowe obiady.  Fakt, że kotlety schabowe i mielone nie są żadnym odkryciem, bo potrafi je wykonać każda średnio uzdolniona gospodyni domowa, ale po co od razu w komentarzach się wyśmiewać lub pisać ni z gruszki, ni z pietruszki: "a czy juz wiadomo kto jest ojcem dziecka pani Starmach wielkiej gwiazdy telewizji?" Co ma do kotletów czy klopsików życie osobiste pani Ani? Jeśli ktoś się interesuje tą sympatyczną osobą, to wie, że wyszła za mąż, a niedawno urodziła dziecko.
   Celem hejterów jest dopiec, dowalić, zbluzgać, ośmieszyć, zniszczyć. 
   Nie wiem, jak można zapobiec temu odrażającemu zjawisku nie tylko w sieci, ale gdyby jakiś decydent pomyślał, to na pewno znalazłaby się na to odpowiednia ustawa.

środa, 9 stycznia 2019

Jeden raz nie jest przemocą domową

    Wczoraj wieczorem na pasku TVN24 z satysfakcją przeczytałam, że minister Rafalska prosiła premiera Morawieckiego o zdymisjonowanie swej wiceminister, która wymyśliła projekt ustawy o przemocy domowej, zakładający między innymi, że jednorazowe sponiewieranie współmałżonka nie jest traktowane jako przemoc. Dziś dowiedziałam się, że premier przychylił się do prośby zwierzchniczki pani Elżbiety Bojanowskiej. Jednak minister Rafalska zaklepała ten projekt, więc jest również winna, ale najprawdopodobniej go nie przeczytała.
   Pamiętam, jak nasz matematyk na koniec roku szkolnego pisał sprawozdanie z wyników nauczania w mojej szkole. W połowie owego sprawozdania napisał: "Kto do tego miejsca doczytał, temu stawiam pół litra". Oczywiście nikt się nie zgłosił ani nawet nie dał nagany matematykowi za takie żarty.
   Tak to jest, że jedni piszą,  inni nie czytają, a jeszcze inni to przegłosują.

 Dwa tygodnie temu oglądałam program "Ewa Ewart poleca" na temat przemocy domowej w Rosji, gdzie pobicie kobiety pierwszy raz  nie jest przestępstwem. Byłam przerażona relacjami kobiet, które uciekały z domu przed mężem sadystą i alkoholikiem. Najgorzej, że biedaczki nie miały gdzie się podziać i nie mogły znikąd spodziewać się pomocy.
   Wczoraj z przerażeniem czytałam na Onecie artykuł , który jest relacją  kobiety bitej przez małżonka przez 27 lat. Cytuję:
" Pierwszy raz zaraz po ślubie. Nawet nie pamiętam, co powiedziałam. Podleciał do mnie, uderzył, złapał za brodę i wycedził przez zaciśnięte zęby: <<Nawet nie myśl ku*wo, że teraz będę za tobą latał, jak przed ślubem>>. Byłam w szoku".
    Dalsza relacja jest przerażająca, ale jeśli ktoś ma czas i ochotę, proszę przeczytać, jak można cierpieć w małżeństwie. Najgorzej, że tej bitej i poniżanej kobiecie nie pomogli nawet rodzice, do których zdarzało się jej uciec.
   Też zdarzało mi się uczyć dzieci ojców sadystów; na początku mojej pracy pewna piątoklasistka Zosia opowiadała mi, jak jej ojciec pobiegł za swą żoną do piwnicy z czajnikiem wrzątku, a potem walił głową kobiety w piwniczne rury. Zosia opowiedziała mi to prywatnie, ale zaraz na drugi dzień poszłam do dyrektorki szkoły, a ta- były oficer Ludowego Wojska Polskiego- która przeszła jako fizylierka cały szlak bojowy od Lenino do Berlina, już wiedziała, co ma z tym typem zrobić. Potem jeszcze wielokrotnie pytałam Zosię, czy ojciec się uspokoił i dziewczynka odpowiadała, że tak.
    Nie wiem, co przyszło do głowy wiceminister Bojanowskiej, że wymyśliła taki projekt. Nie jestem za zwalnianiem ludzi z pracy, ale tej pani się po prostu należało.