
Niedawno czytałam list siódmoklasistki do nauczycielki, w którym dziewczyna skarżyła się, że uczy się całymi dniami i nocami, bo ma tak dużo kartkówek."Tłumaczy też, dlaczego znalazła się w takiej sytuacji: ma tyle klasówek i kartkówek z innych przedmiotów, że o tej po prostu zapomniała. Zapewnia jednak, że przygotuje się na poprawę. Teraz nie mogła tego zrobić - “chyba bym padła, zanim bym się tego nauczyła” - pisze. Wyznaje także, że w ogóle nie rozumie zagadnienia ze sprawdzianu.
Uczono mnie, że wszelkiego rodzaju sprawdziany mają być łatwiejsze niż to, co jest na lekcji, nie wolno też zadawać materiału do samodzielnego przygotowania, a potem robić z tego sprawdzian. Na dodatek przed sprawdzianem trzeba powtórzyć materiał. Jednak nie chcę się wymądrzać, bo nie jestem wykładowcą, choć mogłam być, ale nie chciałam.

Pamiętam, jak mój syn był w piątej klasie i nie skończył czytać "Anielki". Rano obudził się z wysoką temperaturą i musiałam zostawić go w domu. Gdy wróciłam z pracy, lektura była już przeczytana, a gorączka znikła.
Pewien Krzyś, uczeń drugoroczny, w siódmej klasie nie przeczytał "Pana Tadeusza" (wtedy epopeję omawiało się w całości) i nie mógł pisać pracy klasowej. Był to chłopak inteligentny, choć leniwy, więc kazałam mu napisać wypracowanie, dlaczego nie przeczytał "Pana Tadeusza". Napisał na ocenę dobrą. Chyba jeszcze mam Krzysia na naszej-klasie, bo darzył mnie ogromną sympatią.
Córka największe problemy miała w gimnazjum, bo nie było dnia bez jakiegoś sprawdzianu. Nawet zaproponowałam nauczycielom, aby jakoś podzielili się tymi sprawdzianami, a przynajmniej nie powinno być w jednym dniu kilka sprawdzianów naraz.
Nie może być tak, aby dziecko bez przerwy siedziało nad książkami i zeszytami. Naszego syna przed maturą mąż wygonił na boisko, aby pograł w piłkę i przestał myśleć o czekających egzaminach.