Wszyscy pamiętamy, jakie zamieszanie spowodowała decyzja Solidarności i rządu o niedzielach handlowych i niehandlowych. Według Piotra Dudy i Alfreda Bujary, zajmującego się w NSZZ Solidarności handlem, najwięcej miały na tym zyskać małe polskie firmy rodzinne.
Długo trwały dyskusje, jakie placówki mogą być otwarte, a jakie zamknięte. Pisałam o tym->TU. Nastąpił ogólny bałagan, bo nie dość, że nikt nie wiedział, czy akurat jest niedziela handlowa, czy też nie, to jeszcze markety chciały przechytrzyć pomysłodawców, aby tylko pracować w każdą niedzielę. Markety i dyskonty wabiły klientów, aby robili zakupy w sobotę poprzedzająca niehandlową niedzielę. Wynikał z tego nadmiar niepotrzebnych zakupów, które później lądowały w śmietnikach.
Jak się po pewnym czasie okazało, na zakazie handlu w niedzielę zyskiwali najwięksi, a małe sklepiki podupadały i wreszcie doszło do tego, że najmniejsi musieli zlikwidować swe sklepiki, szczególnie ci, którzy mieli je w galeriach handlowych. Jeśli market nie był otwarty, to ludzie nie zaglądali też do galerii. W Polsce jest taki zwyczaj, że po niedzielnej mszy tłumnie rusza się do centrum handlowego, a przy okazji wchodzi się do sklepików w galerii.
Niedawno czytałam o ciekawym ogłoszeniu w Poznaniu, że zatrudni się chętnych do robienia sztucznego tłumu w i przed sklepikami w galeriach. Za godzinę płacono 21,50 zł brutto. Oczywiście chętnych nie brakowało. Teraz już się domyśliłam, skąd takie dziwne ogłoszenie, skoro przez zakaz niedzielnego handlu upadło między 14 a 20 tysięcy małych sklepików.
Wczoraj żalił się słynny producent lodów, że traci na niehandlowych niedzielach, bo swoje lodziarnie i ciastkarnie ma przeważnie w wielkich centrach handlowych i teraz pies z kulawą nogą w niedzielę tam nie zajrzy.
Nareszcie rząd dostrzegł problem i zaczął się zastanawiać, co z tym fantem zrobić. Ciekawa jestem, co wymyśli minister przedsiębiorczości i technologii, Jadwiga Emilewicz, bo na razie chce sprawdzić średnie paragony piątkowe i poniedziałkowe. Powinna też zajrzeć do śmietników, aby zobaczyć, ile niepotrzebnie kupionej żywności się marnuje.
Najprawdopodobniej rząd wróci do poprzedniego roku i tylko dwie niedziele w miesiącu będą niehandlowe.
wtorek, 26 marca 2019
czwartek, 21 marca 2019
Wspomnienia o konsekwencjach wagarów w pierwszy dzień wiosny
Dziś jest pierwszy dzień wiosny, który zawsze przypomina mi jedną z moich klas, bo w tym dniu poszła na wagary, gdyż wtedy był taki zwyczaj. Dzieci nie zdawały sobie sprawy z tego, że takie ucieczki z lekcji mogą być niebezpieczne. Bardzo się wtedy denerwowałam i martwiłam, choć nie tylko moja klasa wtedy pozwoliła sobie na taki wybryk.
Na naszej klasie.pl jedna z moich uczennic, z którą do tej pory utrzymuję kontakt, napisała:
„Chyba to było w
VI, a może w VII klasie…,
data – 21 marca.
A zrobiliśmy „coś”, czego w ‚tamtych czasach’ się nie robiło
ot tak sobie…
Zwialiśmy prawie całą klasą z lekcji, pozostała jedna osoba.
Czy pamiętacie notatkę, jaką sami sobie wpisywaliśmy do dzienniczka, a była ona dyktowana przez naszą kochaną wychowawczynię Panią (skasowałam nazwisko).
Ja do dziś pamiętam jej początek:
„Moja głupota posunęła się do tego stopnia, że…”
To były czasy!
Och! Jak tu wrócić do tamtych lat…
Pozdrawiam wszystkich, a szczególnie moją najlepszą wychowawczynię.
Później w swojej karierze uczniowskiej nie spotkałam równie cudownego
pedagoga, polonisty, człowieka. A i moi synowie przez wszystkie lata szkolne
nie mieli tego szczęścia”.data – 21 marca.
A zrobiliśmy „coś”, czego w ‚tamtych czasach’ się nie robiło
ot tak sobie…
Zwialiśmy prawie całą klasą z lekcji, pozostała jedna osoba.
Czy pamiętacie notatkę, jaką sami sobie wpisywaliśmy do dzienniczka, a była ona dyktowana przez naszą kochaną wychowawczynię Panią (skasowałam nazwisko).
Ja do dziś pamiętam jej początek:
„Moja głupota posunęła się do tego stopnia, że…”
To były czasy!
Och! Jak tu wrócić do tamtych lat…
Pozdrawiam wszystkich, a szczególnie moją najlepszą wychowawczynię.
To jeszcze nie wszystko, bo byłam tak wściekła, że kazałam mojej klasie przyjść do szkoły w najbliższą wolną sobotę i przeprowadziłam trzy lekcje: dwie języka polskiego i jedną matematyki. Moja uczennica, której imienia nie podaję, bo jest rzadko spotykane, pomyliła się, byli wtedy młodsi, bo na matematyce uczyłam ich o liczbach ujemnych po wcześniejszej konsultacji z matematyczką.
Nie wiem, czy zrobiłam dobrze, czy też źle, ale było to za zgodą rodziców i pani dyrektor, a nawet woźnej, która otworzyła szkołę.
Jak widać po wpisie mojej wychowanki, chyba uczniowie nie mieli pretensji, poza tym już nigdy nie uciekli z z żadnych lekcji, a to
było moim celem. Też wtedy nie miałam wolnej soboty, ale to nie było ważne. Dzieci w grupie poza szkołą powinny zawsze być pod opieką osoby dorosłej, szczególnie teraz, gdy jest o wiele niebezpiecznej niż w tamtych czasach.
Dodam, że gdy byłam w liceum, też zwialiśmy całą klasą, jednak wtedy byliśmy dużo starsi. Też nam się oberwało, ale już nie pamiętam, jak nas ukarano.
niedziela, 24 lutego 2019
Prezent od prezesa
Wszyscy emeryci powinni skakać z radości, bo na konwencji PiS-u obecna wicepremier Beata Szydło oznajmiła, że emeryci dostaną prezent od prezesa partii, mianowicie od maja będzie trzynastka dla emerytów w kwocie 1100 złotych, czyli najniższej emerytury. Szczerze mówiąc, trochę zgłupiałam, bo nie spodziewałam się, że prezesa stać na takie podarki, skoro sam jest emerytem. Po zastanowieniu się doszłam do wniosku, że ta trzynastka będzie między innymi z moich podatków oraz wszystkich innych płatności, na przykład za prąd, który według zapowiedzi premiera Morawieckiego miał nie podrożeć.
Sprawdziłam w internecie, że w Polsce jest już prawie 9 milionów emerytów. Wystarczy tę liczbę pomnożyć przez 1100 złotych i okaże się, że jest to 9900000000 złotych. Według mnie jest to 9 miliardów 900 milionów złotych, jeśli się pomyliłam, to proszę mnie poprawić, bo nie znam się na takich ogromnych liczbach.
Żeby rodzice nie mieli pretensji do emerytów, od lipca tego roku dostaną 500+ również na pierwsze dziecko. Tu już nie będę liczyć, bo moje dzieci są dorosłe i sami z mężem łożyliśmy na ich utrzymanie i wykształcenie.

Męża i mnie dotyczy tylko prezent od prezesa, bo może starczy nam na lekarstwa i wszelkie opłaty związane z prowadzeniem domu.
Nie wiem, dlaczego te obietnice kojarzą mi się z kiełbasą wyborczą. A może się mylę?
******************************
Ponad rok temu zamieściłam informację o Patryczku, który choruje na nieoperowalnego glejaka mózgu. Chłopiec przeszedł ciężką chemię, ale bez efektów. Rodzice muszą kupować bardzo drogie leki, które pomagają w zmniejszaniu się guza. Jednak bez pomocy ludzi dobrej woli nie zdołaliby ich kupić.
W imieniu cioci Patryczka, alElli, proszę, aby przy wypełnianiu PiT-u, przekazać 1 % na leczenie chłopca, który bardzo pragnie żyć.
Wszelkie dane o chłopcu można znaleźć na stronie:
http://dzieciom.pl/podopieczni/29257
Moja rodzina już uwzględniła pomoc dla Patryczka w swoich PiT-ach, tak samo jak w ubiegłym roku.
DOBRO ZAWSZE WRACA DO CZŁOWIEKA, KTÓRY CZYNI DOBRO.
czwartek, 14 lutego 2019
Pokłosie reformy edukacji
22 lutego minionego roku w jednym z postów napisałam : "„Rok szkolny
2019/20 dla zaczynających naukę licealistów będzie skrajnie trudny. Na ten
poziom edukacji wejdzie wtedy podwójny rocznik, czyli równolegle uczniowie
kończący stare gimnazja i nowe, ośmioklasowe podstawówki. Licea i technika
oblegać może ponad 700 tysięcy uczniów - norma to o połowę mniej. Do tego, w
równoległych klasach pierwszych, i dalej, młodzież uczyć się będzie czegoś
zupełnie innego, różne będą też egzaminy maturalne.”
Teraz, kilka miesięcy przed końcem roku, trwa piekło dla tych, którzy będą kończyć stare gimnazja i nowe ósme klasy podstawówki. Nauczyciele też szaleją, aby swych podopiecznych nauczyć jak najwięcej materiału. Bez przerwy różnego rodzaju klasówki, kartkówki czy sprawdziany. Zabiera się dzieciom ich dzieciństwo, bo co ambitniejsze spędzają cały czas na nauce.
Niedawno czytałam list siódmoklasistki do nauczycielki, w którym dziewczyna skarżyła się, że uczy się całymi dniami i nocami, bo ma tak dużo kartkówek."Tłumaczy też, dlaczego znalazła się w takiej sytuacji: ma tyle klasówek i kartkówek z innych przedmiotów, że o tej po prostu zapomniała. Zapewnia jednak, że przygotuje się na poprawę. Teraz nie mogła tego zrobić - “chyba bym padła, zanim bym się tego nauczyła” - pisze. Wyznaje także, że w ogóle nie rozumie zagadnienia ze sprawdzianu.
Uczono mnie, że wszelkiego rodzaju sprawdziany mają być łatwiejsze niż to, co jest na lekcji, nie wolno też zadawać materiału do samodzielnego przygotowania, a potem robić z tego sprawdzian. Na dodatek przed sprawdzianem trzeba powtórzyć materiał. Jednak nie chcę się wymądrzać, bo nie jestem wykładowcą, choć mogłam być, ale nie chciałam.
Teraz drugi przykład, jak ciężkie jest życie siódmoklasistów. Jedna z matek podała na Facebooku zadanie z matematyki, którego nie zdołały rozwiązać cztery osoby z tytułem magistra. Dla mnie nauki ścisłe to czarna magia, więc nie potrafiłabym nikomu pomóc, choć maturę z matematyki napisałam bez żadnych ściąg.
Pamiętam, jak mój syn był w piątej klasie i nie skończył czytać "Anielki". Rano obudził się z wysoką temperaturą i musiałam zostawić go w domu. Gdy wróciłam z pracy, lektura była już przeczytana, a gorączka znikła.
Pewien Krzyś, uczeń drugoroczny, w siódmej klasie nie przeczytał "Pana Tadeusza" (wtedy epopeję omawiało się w całości) i nie mógł pisać pracy klasowej. Był to chłopak inteligentny, choć leniwy, więc kazałam mu napisać wypracowanie, dlaczego nie przeczytał "Pana Tadeusza". Napisał na ocenę dobrą. Chyba jeszcze mam Krzysia na naszej-klasie, bo darzył mnie ogromną sympatią.
Córka największe problemy miała w gimnazjum, bo nie było dnia bez jakiegoś sprawdzianu. Nawet zaproponowałam nauczycielom, aby jakoś podzielili się tymi sprawdzianami, a przynajmniej nie powinno być w jednym dniu kilka sprawdzianów naraz.
Nie może być tak, aby dziecko bez przerwy siedziało nad książkami i zeszytami. Naszego syna przed maturą mąż wygonił na boisko, aby pograł w piłkę i przestał myśleć o czekających egzaminach.

Niedawno czytałam list siódmoklasistki do nauczycielki, w którym dziewczyna skarżyła się, że uczy się całymi dniami i nocami, bo ma tak dużo kartkówek."Tłumaczy też, dlaczego znalazła się w takiej sytuacji: ma tyle klasówek i kartkówek z innych przedmiotów, że o tej po prostu zapomniała. Zapewnia jednak, że przygotuje się na poprawę. Teraz nie mogła tego zrobić - “chyba bym padła, zanim bym się tego nauczyła” - pisze. Wyznaje także, że w ogóle nie rozumie zagadnienia ze sprawdzianu.
Uczono mnie, że wszelkiego rodzaju sprawdziany mają być łatwiejsze niż to, co jest na lekcji, nie wolno też zadawać materiału do samodzielnego przygotowania, a potem robić z tego sprawdzian. Na dodatek przed sprawdzianem trzeba powtórzyć materiał. Jednak nie chcę się wymądrzać, bo nie jestem wykładowcą, choć mogłam być, ale nie chciałam.

Pamiętam, jak mój syn był w piątej klasie i nie skończył czytać "Anielki". Rano obudził się z wysoką temperaturą i musiałam zostawić go w domu. Gdy wróciłam z pracy, lektura była już przeczytana, a gorączka znikła.
Pewien Krzyś, uczeń drugoroczny, w siódmej klasie nie przeczytał "Pana Tadeusza" (wtedy epopeję omawiało się w całości) i nie mógł pisać pracy klasowej. Był to chłopak inteligentny, choć leniwy, więc kazałam mu napisać wypracowanie, dlaczego nie przeczytał "Pana Tadeusza". Napisał na ocenę dobrą. Chyba jeszcze mam Krzysia na naszej-klasie, bo darzył mnie ogromną sympatią.
Córka największe problemy miała w gimnazjum, bo nie było dnia bez jakiegoś sprawdzianu. Nawet zaproponowałam nauczycielom, aby jakoś podzielili się tymi sprawdzianami, a przynajmniej nie powinno być w jednym dniu kilka sprawdzianów naraz.
Nie może być tak, aby dziecko bez przerwy siedziało nad książkami i zeszytami. Naszego syna przed maturą mąż wygonił na boisko, aby pograł w piłkę i przestał myśleć o czekających egzaminach.
poniedziałek, 4 lutego 2019
Wiosna Roberta Biedronia
Chyba większość Polaków zna byłego posła i późniejszego prezydenta Słupska, Roberta Biedronia. To dość malownicza postać, która nie daje o sobie zapomnieć, bo często występuje w mediach.
Od kilku miesięcy słyszymy, że założył własną partię i chce zostać premierem państwa. Nazwa partii była ukrywana i to powodowało ciekawość. Wiadomo było, że jest na sześć liter,
Wczoraj na Torwarze odbyła się konwencja założycielska partii, na której prym wiódł właśnie Robert Biedroń, według mnie byłby znakomitym konferansjerem lub, jak powiedziała doktor docent Ewa Pietrzyk- Zieniewicz, frontmanem.
Radosny jak skowronek przymilał się do licznie zgromadzonej publiczności i słuchaczy telewizyjnych. Wychwalał Polaków, prawił im komplementy, wreszcie przedstawił program swojej partii, za co zebrał gromkie owacje.
Zaczął od emerytów i obiecał, że minimalna emerytura, na dodatek nieopodatkowana będzie wynosiła 1600 złotych. Kobieta i mężczyzna będą zarabiać tyle samo. W ogóle Biedroń umizgiwał się do pań i wiele im obiecywał: legalizację aborcji na żądanie do 12 tygodnia, pigułka dzień po, in vitro dla każdej kobiety, bezpieczna ciąża i bezbolesny poród, ochrona ofiar przemocy domowej, miejsce w żłobku dla wszystkich dzieci, 500+ na każde dziecko.
Słuchaczom podobało się również, że lekarz specjalista musi przyjąć pacjenta w ciągu 30 dni, bo jeśli nie, to pacjent ma prawo pójść do placówki niepublicznej, a NFZ musi zapłacić za jego leczenie.
Biedroń zajął się również oświatą i godnym wynagrodzeniem nauczycieli; wreszcie świeckim państwem, co również zyskało ogromny poklask: wycofanie religii ze szkół, rozdział państwa od Kościoła, likwidacja Funduszu Kościelnego i opodatkowanie Kościoła.
Lider partii przedstawił również ludzi, którzy pracowali nad programem, było to czternastu ekspertów. I wreszcie nastąpiło podanie nazwy nowej partii, czyli Wiosna, bo "Wiosna to zmiana, Wiosna to odnowa, Wiosna to nowy początek".
Muszę przyznać, że propozycje partii Biedronia są bardzo chwytliwe, nawet przebiły pisowskie obietnice . Jednak nie jestem pewna, czy te obietnice są realne, bo nie jest możliwa likwidacja kopalń do 2035 roku. Podejrzewam, że Kościół również stanie okoniem, a dotychczasowe partie odsądzą Biedronia od czci i wiary, bo przecież może zabrać im elektorat. Po zachowaniu się zwolenników nowej partii widać, że Polacy chcą zmian, mają już dosyć codziennych nakazów i zakazów w każdej dziedzinie, mają już dosyć afer, które ośmieszają Polskę nie tylko w Europie, ale i na świecie.
Znamy partie, które pojawiały się w sejmie, potem znikały, a ich liderzy odchodzili w niebyt. Biedroń nie chce wchodzić w koalicję z żadną partią, chce być bytem samoistnym, niezależnym od nikogo.
Wczorajsza konwencja wykazała, że Biedroń dobrze rozeznał pragnienia Polaków i wszystkim wszystko obiecywał. Niby ma to kosztować tylko 35 miliardów złotych, w co nie wierzę, ale nie jestem ekonomistką.
Na razie mamy zimę, przy mojej ulicy drzewa są obsypane śnieżnym puchem, ale większość z nas czeka na wiosnę, choć na pewno niektórzy czekają na Wiosnę.
Od kilku miesięcy słyszymy, że założył własną partię i chce zostać premierem państwa. Nazwa partii była ukrywana i to powodowało ciekawość. Wiadomo było, że jest na sześć liter,
Wczoraj na Torwarze odbyła się konwencja założycielska partii, na której prym wiódł właśnie Robert Biedroń, według mnie byłby znakomitym konferansjerem lub, jak powiedziała doktor docent Ewa Pietrzyk- Zieniewicz, frontmanem.

Zaczął od emerytów i obiecał, że minimalna emerytura, na dodatek nieopodatkowana będzie wynosiła 1600 złotych. Kobieta i mężczyzna będą zarabiać tyle samo. W ogóle Biedroń umizgiwał się do pań i wiele im obiecywał: legalizację aborcji na żądanie do 12 tygodnia, pigułka dzień po, in vitro dla każdej kobiety, bezpieczna ciąża i bezbolesny poród, ochrona ofiar przemocy domowej, miejsce w żłobku dla wszystkich dzieci, 500+ na każde dziecko.
Słuchaczom podobało się również, że lekarz specjalista musi przyjąć pacjenta w ciągu 30 dni, bo jeśli nie, to pacjent ma prawo pójść do placówki niepublicznej, a NFZ musi zapłacić za jego leczenie.
Biedroń zajął się również oświatą i godnym wynagrodzeniem nauczycieli; wreszcie świeckim państwem, co również zyskało ogromny poklask: wycofanie religii ze szkół, rozdział państwa od Kościoła, likwidacja Funduszu Kościelnego i opodatkowanie Kościoła.
Lider partii przedstawił również ludzi, którzy pracowali nad programem, było to czternastu ekspertów. I wreszcie nastąpiło podanie nazwy nowej partii, czyli Wiosna, bo "Wiosna to zmiana, Wiosna to odnowa, Wiosna to nowy początek".
Muszę przyznać, że propozycje partii Biedronia są bardzo chwytliwe, nawet przebiły pisowskie obietnice . Jednak nie jestem pewna, czy te obietnice są realne, bo nie jest możliwa likwidacja kopalń do 2035 roku. Podejrzewam, że Kościół również stanie okoniem, a dotychczasowe partie odsądzą Biedronia od czci i wiary, bo przecież może zabrać im elektorat. Po zachowaniu się zwolenników nowej partii widać, że Polacy chcą zmian, mają już dosyć codziennych nakazów i zakazów w każdej dziedzinie, mają już dosyć afer, które ośmieszają Polskę nie tylko w Europie, ale i na świecie.

Wczorajsza konwencja wykazała, że Biedroń dobrze rozeznał pragnienia Polaków i wszystkim wszystko obiecywał. Niby ma to kosztować tylko 35 miliardów złotych, w co nie wierzę, ale nie jestem ekonomistką.
Na razie mamy zimę, przy mojej ulicy drzewa są obsypane śnieżnym puchem, ale większość z nas czeka na wiosnę, choć na pewno niektórzy czekają na Wiosnę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)