
Potem jest szkoła i aby rodzice mieli pieniądze na tornistry, podręczniki i przybory szkolne, uczeń dostaje od troskliwego rządu 300 złotych. Nieważne, że podręczniki się ma po starszym rodzeństwie, a ubiegłoroczny tornister i wyposażony piórnik może jeszcze służyć przez co najmniej rok. Trzeba kupić nowe, a co ze starymi?
Przychodzi czas na pracę i rząd o młodych też nie zapomina. Do 26 roku życia młodzi pracownicy nie muszą płacić PiT-u.
A co z emerytami? Ci to dopiero mają raj! Mogą zajmować się wnukami, bo nie muszą pracować do 67 roku życia, jak to im zafundował poprzedni rząd. Na dodatek dostaną trzynastą emeryturę, a może nawet czternastą. Gdy ukończą 75 rok życia, zostaną nazwani seniorami i będą otrzymywać bezpłatne lekarstwa, o ile znajdą takie w aptece.
Komu tu jeszcze coś dać, aby dostać ich głosy w wyborach? Aha, przecież są jeszcze rolnicy, więc oni dostaną po 500 złotych za krowę i 100 złotych na tucznika.
Ostatnio na Nowogrodzkiej zrodził się pomysł, aby drobni przedsiębiorcy mieli o 500 złotych niższą składkę na ZUS. Wszak jest ich 270 tysięcy, a tyle głosów piechotą nie chodzi. Trzeba tych mikroprzedsiębiorców udobruchać za to, że zostanie podwyższona średnia krajowa płaca i kto wie, czy nie będą musieli zlikwidować swoich firm.
Tylko zapomina się lub celowo pomija nauczycieli, lekarzy rezydentów oraz ludzi niepełnosprawnych i ich opiekunów. Widocznie z wyliczeń wynika, że nie opłaca im się dawać żadnych dodatkowych pieniędzy.
Oczywiście te wszystkie pieniądze mają różne obwarowania, z którymi trzeba się liczyć.
Polakom marzy się państwo socjalne, które o nich dba i mówi, co mają myśleć. Dodam, że rząd nie ma własnych pieniędzy i za te wszystkie +ileś płacimy z naszych podatków, a to odbija się na wzroście cen, o czym już kiedyś pisałam.